Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Podsumowanie muzyczne 2010 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 »
Podsumowanie Piotra „Pi” Gołębiewskiego:
Najlepsze płyty 2010:
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
10. Kult „Karinga. Hurra! – suplement”
Materiał z płyty „Hurra!” nie do końca mnie przekonuje, jednak ten krążek, będący ni to singlem – ni to minialbumem, pokazuje, że Kult miał szansę nagrać jeden z najlepszych krążków w swoim dorobku. Wystarczyło tylko lepiej przemyśleć dobór utworów. Gdyby wyrzucić kilka kawałków z pierwotnego materiału i zastąpić je tymi z „Suplementu” (chociażby „Kazimierzem po dziadku Staszewskim”, czy „Party jednoosobowym”), jakość „Hurra!” na pewno by podskoczyła.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
9. Grinderman „Grinderman 2”
Wydawało się, że zespół Grinderman to jednorazowy skok w bok Nicka Cave’a i kilku członków The Bad Seeds, mający na celu regenerację sił przed kolejnym albumem macierzystej formacji. Tymczasem, coś co było chwilowym zrywem przekształciło się w projekt priorytetowy. I dobrze, bo drugi album formacji potwierdza, że tkwi w niej spory potencjał. Może „2” nie jest już tak surowa i nieokrzesana, jak jej poprzedniczka, ale i tak prezentuje się ostrzej, bardziej dziko i ekscytująco niż ostatnie albumy The Bad Seeds.
8. Kings Of Leon „Come Around Sundown”
Kings Of Leon złagodnieli, stali się bardziej przebojowi, a ich produkcje dopieszczone, ale w zamian zyskali międzynarodowy sukces. Nie mam im tego za złe, zwłaszcza kiedy nagrywają takie krążki jak „Come Around Sundown”. Nie jest to na pewno ich najdoskonalsze dzieło (w tej kategorii wciąż rządzi „Aha Shake Heartbrake”), nie zawiera też hitów na miarę „Sex on Fire” i „Use Somebody”, ale dzięki temu jest bardziej spójne. Panowie serwują nam 13 świetnych (choć nie wybitnych) kawałków, z których żaden nie jest wypełniaczem. Razem robią piorunujące wrażenie, a cały krążek zasłużenie zyskał przychylność słuchaczy.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
7. Kryzys „Kryzys komunizmu”
Stało się. Po ponad 30 latach doczekaliśmy się pełnowymiarowego płytowego debiutu grupy Kryzys. Oczywiście materiał zawarty na „Kryzysie komunizmu” znaliśmy już od dawna, a takie utwory jak „Wojny gwiezdne”, „Ambicja” czy „Święty szczyt” stały się undergroundowymi przebojami. Teraz Robert Brylewski, Maciej Góralski i spółka nagrali je na nowo, tak, że nie straciły nic ze swojego pierwotnego, buntowniczego ducha. Tylko się cieszyć i czekać na kontynuację, którą ma być „Kryzys kapitalizmu” z całkowicie premierowym materiałem.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
6. The Flaming Lips „The Flaming Lips and Stardeath and White Dwarfs with Henry Rollins and Peaches Doing The Dark Side of the Moon”
The Flaming Lips nie są jedynym zespołem, który porwał się na nagranie całego albumu „The Dark Side of the Moon” Pink Floydów. Najczęściej jednak zabierają się do tego ludzie, którzy do pierwowzoru podchodzą z namaszczeniem i starają się jak najwierniej odtworzyć oryginalne partie. Amerykanie przeciwnie, kompozycje Floydów stanowią dla nich tylko punkt wyjścia, by następnie przekształcić się w coś całkiem nowego. Poprawianie dzieła skończonego, jakim niewątpliwie jest „Ciemna strona Księżyca” to zabieg ryzykowny, ale The Flaming Lips wraz z zaproszonymi gośćmi (wśród nich Henry Rollins i Peaches) wyszli z tego zwycięsko, odświeżając dzieło, w stosunku do którego, wydawało się, że powiedziano wszystko.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
5. The Orb feat. David Gilmour „Metallic Spheres”
Chyba nikt nie spodziewał się podobnej kooperacji – The Orb, grupa tworząca ambient techno, połączyła swe siły z gitarzystą Pink Floyd, Davidem Gilmourem. Efekt jest bardziej niż zadowalający. Otrzymaliśmy blisko godzinną suitę podzieloną na dwie części („Metallic” i „Spheres”), utrzymaną w elektronicznych klimatach, które zmiękcza ciepła gitara Gilmoura (i sporadycznie jego głos). Całość jest zadziwiająco zbliżona klimatem do twórczości Floydów z okresu „Meddle”. Nie tylko ze względu na to, że znajdował się tam transowy „One of These Days”, ale przede wszystkim ma klimat monumentalnego „Echoes”, do którego środkowej, syntezatorowej części „Metallic Spheres” bezpośrednio się odwołuje. Bardzo interesujący album, zwłaszcza jeśli nabędzie się wersję dwupłytową z dodatkowym dyskiem, zawierającym całość nagraną w technice 3D.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
4. Lao Che „Prąd stały / Prąd zmienny”
Płocczanie z Lao Che z każdą kolejną płytą zaskakują. Po dość zachowawczym krążku „Gospel” zaserwowali materiał bardziej surowy, podszyty elektroniką na skalę dotychczas u Lao Che niespotykaną. Potrzeba czasu, by docenić ten album, ale z perspektywy prawie roku od czasu jego nagrania, chyba nikt nie ma wątpliwości, że jest on odważnym, ale bardzo udanym krokiem w stronę odświeżenia stylistyki. Niezmienne pozostały za to dwa elementy, które składają się na sukces formacji – charakterystyczna melodyka i jak zwykle inteligentne i wciągające teksty Spiętego. Choć tym razem nie mamy do czynienia z konceptem, trzeba przyznać, że całość brzmi bardzo epicko.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
3. Jónsi „Go”
Ekscentryczny wokalista islandzkiej formacji Sigur Rós w czasie zawieszenia jej działalności nie próżnuje. Korzystając z wolnej chwili nagrał pierwszy krążek solowy, który stylistycznie nie odbiega specjalnie od dokonań jego macierzystej grupy. Wciąż jest to bardzo oniryczna muzyka, gdzie główną rolę pełni charakterystyczny falset Jónsiego, ale w przeciwieństwie do twórczości Sigur Rós, zawartość „Go” jest bardziej piosenkowa. Cechuje ją również zdecydowanie większa dawka optymizmu, dzięki czemu utwory nie przywodzą nam na myśl zamglonej, niepokojącej Islandii, a pełną kwiatów i kolorową baśniową krainę. Płyta zalecana na poprawę nastroju w ponure, styczniowe dni.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
2. Linkin Park „A Thousand Suns”
Nie myślałem, że kiedykolwiek tak wysoko ocenię dokonania Linkin Park. Zwłaszcza, że ich ostatnie wydawnictwo „Minutes to Midnight” uznałem swego czasu za największe rozczarowanie 2007 roku. Tymczasem „A Thousand Suns” mnie zamurowało. Panowie odeszli od rockowej estetyki, stawiając na elektronikę i więcej rapowanych partii, co o wiele lepiej im wychodzi, niż postgrunge’owe klimaty. Poza tym mamy tu cały zestaw świetnych utworów, bez względu na to, czy są to ostre hardcore’owe kawałki w postaci „Blackout”, podszyte hiphopowym klimatem „When They Come for Me”, czy po prostu urzekające ballady „Iridescent” (z rewelacyjnym chóralnym śpiewem) i wieńczący dzieło, akustyczny „The Messenger”. Bezsprzecznie „A Thousand Suns” to najdoskonalsze dzieło Linkin Park.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
1. Acid Drinkers „Fishdick Zwei – The Dick is Rising Again”
Na szczycie swojego zestawienia lokuję najbardziej jajcarską płytę zeszłego roku, czyli drugi album Acid Drinkers, który w całości poświęcili coverom. Pomimo upływu lat, kolejnych odwyków Titusa, Kwasożłopy trzymają się świetnie i nie brak im pozytywnej energii. Potwierdza to materiał zawarty na „Fishdick Zwei”, który został prowokacyjnie poprzewracany do góry nogami: standardy w postaci „Hit the Road Jack” i „Ring of Fire” stały się thrashowymi odjazdami, natomiast slayerowy „Seasons in the Abyss” został zamieniony w rasowe country. Ortodoksyjni fani po wysłuchaniu tego kawałka na pewno dostaną zawału. Jeśli jednak przymrużymy oko na te eksperymenty i wygłupy, otrzymamy świetną, żywiołową płytę, która idealnie pasuje zarówno na balangę, jak i do samochodu na długą trasę. Choć co do tego drugiego nie jestem pewien, bo słuchając przeróbki „Love Shack” z repertuaru The B52’s, nieoczekiwanie dla siebie można znacznie przekroczyć dozwoloną prędkość…
« 1 2 3 4 »

Komentarze

19 I 2011   18:52:46

Po tym zestawieniu widac gdzie muzycznie znajduje sie Polska. Jak mozna nazwac rozczarowaniem ostatnia plyte MGMT skoro uznana zostala przez miesiecznik Q za jedna z lepszych plyt 2010 roku. Jesli autor tekstu nie zna zadnego hitu The Drums to znaczy ze malo slucha roznych stacji radiowych oraz telewizyjnych( nie pisze tu o polskich stacjach bo takie nie istnieja niestety, to co u nas nazywa sie radiem to jedna wiekla kicha, muzyka do emertyow i gluchych ludzi)

19 I 2011   21:01:21

muzyka 'dla' emerytów chyba

20 I 2011   09:30:51

Po tym zestawieniu widać gdzie znajdują się muzycznie redaktory Esensji a nie Polska.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Pink Floyd w XXI wieku: Sfery ambientowych dźwięków
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Underground from Poland: „Armageddon” w „Telewizji”? „Mam dość”!
— Sebastian Chosiński

Esensja słucha: Wiosna 2011
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień, Mieszko B. Wandowicz

Czar magicznego pudełka trwa
— Michał Perzyna

Złudzenia
— Jakub Stępień

W poszukiwaniu ideału
— Jakub Stępień

Prezenty świąteczne 2010: Wytoczyć działa!
— Esensja

Esensja słucha: Trzeci / czwarty kwartał 2010
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Kuba Sobieralski, Jakub Stępień

Brodka rachuje kości na żywo
— Kuba Sobieralski

Ciepły indie folk z surowej Islandii
— Michał Perzyna

Tegoż twórcy

In the End
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

O życiu i oddychaniu muzyką
— Joanna Kapica-Curzytek

Esensja słucha: Grudzień 2013
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Mateusz Kowalski

Wypełnić pustkę
— Przemysław Pietruszewski

Niestrudzony mistrz
— Michał Perzyna

Album niekoncepcyjny z konceptem
— Monika Kapela

Esensja słucha: Październik 2012 (3)
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Monika Kapela, Paweł Lasiuk, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Drepcząc po własnych śladach
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Dobra płyta z wielkim hitem
— Paweł Lasiuk

Underground from Poland: W czasach Kryzysu rodzą się legendy
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Baldwin Trędowaty na tropie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.