Podsumowanie muzyczne 2010 rokuPiotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub StępieńPodsumowanie muzyczne 2010 rokuPodsumowanie Jakuba Stępnia: 10 najlepszych 2010
Wyszukaj / Kup 10. Arcade Fire „The Suburbs” Długo się zastanawiałem nad tym, czy „Przedmieścia” wyróżnić w moim zestawieniu. Z jednej strony Arcade Fire nie pokazali niczego nowego, odkryciem Ameryki nie można nazwać tego krążka. Z drugiej jednak jest wielce prawdopodobne, że to najczęściej słuchana przeze mnie rzecz ostatnich 12 miesięcy. Przyczyniły się do tego proste piosenki, urzekające jednak pewnym rozmachem i nieprzesadnym patosem. Mając w głowie takty „Rococo”, „Ready To Start”, czy „The Suburbian War” nie mam jednak wątpliwości. To dla mnie jedna z kilku najważniejszych płyt 2010. Więcej w recenzji.
Wyszukaj / Kup 9. The Dead Weather „Sea of Cowards” Czy można nagrać kilka miesięcy po debiucie kolejną płytę? Czy można w krótkim czasie po dobrym albumie wydać rzecz jeszcze lepszą? Jeśli ma się w składzie Jacka White’a i Alison Mosshart można dokonać wszystkiego. Dowodem „Sea of Cowards”. To chwile pełne napięcia, wyrastające i bazujące na brzmieniu najprostszych dźwięków gitar i klawiszy, pogłębione ciężką, prostą perkusją i wzbogacone pełnymi pasji wokalami. The Dead Weather to jedno z najbardziej ekscytujących spotkań ostatniego dziesięciolecia, czego druga płyta tej trupy tylko dowodzi. Garażowe arcydzieło. Więcej w recenzji.
Wyszukaj / Kup 8. Caribou „Swim” Coś mi się wydaje, że jeszcze przy okazji innych podsumowań (kolejna dekada?) do tej płyty będziemy wracać. Powodem na pewno jest to, że to niesamowicie dobre kompozycje, świetnie rozpisane, nie pozostawiające miejsca na nudę, czy nawet na moment dekoncentracji. Poza tym to ciepły powiew na mapie elektronicznych dźwięków śmiało czerpiący z folku i jazzu. Dan Snaith coraz lepiej czuje się w klimatach tworzonych przez loopy, bity i sample. Ktoś, kto zna Snaitha z jego pierwszego projektu sprzed 10 lat – czyli z Manitoba, może mieć problem z początkowym poznaniem artysty, gitar już nie uświadczy, melodie bardziej piosenkowe, ale poziom coraz wyższy. 7. Grinderman „Grinderman 2” Jakie czasy, taki Grinderman chciało by się rzec. Nasz, współczesny, w osobie Nicka Cave’a jest drapieżną i erotyczną postacią wpisującą się w tradycje prawdziwych rockowych szamanów z Morrisonem na czele. Piękna, brudna i chropowata muzyka osadzająca się popiołem na całym ciele. Jeśli raz wejdziecie w świat kreślony przez te dźwięki nie wrócicie do normalności jaką znacie. Więcej w recenzji.
Wyszukaj / Kup 6. Pink Freud „Monster of Jazz” Polski akcent na liście, ale w żadnym wypadku nie wymuszony. Wcale bym się nie obraził gdyby więcej płyt rodzimych trzymało taki poziom. Co do muzyków Pink Freud, to zaczyna być to standardem. Dzięki takim albumom Mazolewski i spółka stają się grupą, której nagrania można brać w ciemno. Więcej w recenzji. 5. Flying Lotus „Cosmogramma” Steven Ellison po raz kolejny wskakuje na wysokie obroty. Stworzona przez niego mieszanka wszyskiego co bitowe, postrzępione, piskliwe i błyszczące to prawdziwy raj dla podniebienia niejednego słuchacza. Choć trzeba przyznać, że z początku może sprawiać wrażenie trochę nie poukładanej, zrobionej bez koncepcji i spójnej wizji dla wszystkich kawałków, to z czasem zaczyna układać się w skończoną całość i po kilku przesłuchaniach trudno artyście nie przyklasnąć. Prawdziwa fuzja dobrego z lepszym, które w tym przypadku dobrego wrogiem nie jest.
Wyszukaj / Kup 4. Ariel Pink’s Haunted Graffiti „Before Today” Pisałem wcześniej – przy okazji Esensja Słucha – że to najprawdopodobniej album roku. Jak widać nic się w tej materii nie zmieniło. Ariel nagrał rzecz, do której jeszcze długo będziemy wracać i z czasem ten album będzie jeszcze więcej zyskiwał. Ekscytujący i frapujacy kolaż współczesnej muzyki rozrywkowej.
Wyszukaj / Kup 3. Kylesa „Spiral Shadow” Jeśli czytaliście moją recenzję tego albumu nie będzie żadnym zaskoczeniem, że wśród wyróżnionych płyt roku 2010 ta ma swoje miejsce. Zdecydowanie wyróżniający się z masy metalowców zespół w końcu nagrał krążek na miarę talentu. Więcej w recenzji. 2. Deerhunter „Halcyon Digest” Z Deerhunter miałem od zawsze pewien problem. „Halcyon Digest” pozostawił mnie już jednak bez żadnych wątpliwości. To jeden z najlepszych zespołów ostatnich pięciu lat. Każda kolejna płyta kapeli z Atlanty dostarczała innych wrażeń, kierując słuchacza na coraz to inne rejony. Nie inaczej jest z ich ostatnią propozycją. To najbardziej dream-popowa, delikatna i nostalgiczna mieszanka dźwięków jaką Bradford Cox i spółka popełnili. Tu nie ma się do czego przyczepić. Można się w niej tylko zakochać albo znienawidzić, nie ma opcji aby przejść obok tego albumu obojętnie. Ja jestem od jakiegoś czasu szczęśliwie zakochany.
Wyszukaj / Kup 1. The Black Keys „Brothers” Nie trzeba nic pisać. „Brothers” to zdecydowanie wysokich lotów muzyka z pogranicza bluesa, soulu i rocka. Świetnie napisane i wyprodukowane pieśni nie tylko dla wtajemniczonych w takie klimaty. Więcej w recenzji. 5 (żeby jednak minusy nie przysłoniły nam plusów) rozczarowań 2010
Wyszukaj / Kup Negatyw „Virus” „Virus” to powrót zespołu po pięciu latach jakie minęły od słabego „Manchesteru”. Niestety nowy krążek udowadnia, że można nagrać jeszcze gorsze piosenki. Nie ma tu nic co mogłoby zatrzymać przy głośnikach na dłużej, za to są chwile, które potrafią porządnie zniechęcić do Mietalla i spółki. Zgrane akordy, przeciętne, by nie napisać fatalne teksty plus nudne melodie i drażniąca maniera wokalisty. Momentami utwory brzmią niczym autopastiż. Kawałek tytułowy i „Srebrny dym” coś jeszcze w sobie mają, „Grzech” nawet przyjemnie kołysze, resztę można sobie darować. Niech sobie chłopaki grają, na szczęście nie ma przymusu ich popisów słuchać. Interpol „Interpol” „Interpol” to kolejny stopień na ścieżce jaką obrał sobie ten nowojorski kwartet. Szkoda tylko, że kapela miast piąć się w górę schodzi coraz niżej. Nie pomógł powrót pod skrzydła producenta i wydawcy, z którymi muzykom udało się tak świetnie rozpocząć karierę. Tak nudne rzeczy jak choćby „Success”, „The Undoing” i „Barricade” zupełnie przysłaniają ciekawsze „Summer Well” czy „Safe Without” a całość zlewa się w jedną ciężkostrawną papkę. Równanie w dół. Korn „Korn 3 – Remember Who You Are” Czy im rzeczywiście się jeszcze chce? Dobra produkcja, ale nic więcej. Nawet jeśli chłopaki zaprezentują całkiem fajny motyw psują to nadmiernym kombinowaniem. Tej płyty słucha się w męczarniach. Dla masochistów rzecz obowiązkowa. Phil Collins „Going Back” i Peter Gabriel „Scratch My Back” Nie mam nic przeciwko albumom z coverami, ale jeśli dwóch słynących z pracowitości twórców nagrywa wątpliwej artystycznej jakości przeróbki cudzych kompozycji muszę zaoponować. Nie, nie i jeszcze raz nie! Dla obu wokalistów Genesis wielka nagana. Kings of Leon „Come Around Sundown” Całość brzmi jak wyreżyserowany skok na kasę. A to zawsze rodzi niesmak. |
Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Pink Floyd w XXI wieku: Sfery ambientowych dźwięków
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Underground from Poland: „Armageddon” w „Telewizji”? „Mam dość”!
— Sebastian Chosiński
Esensja słucha: Wiosna 2011
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień, Mieszko B. Wandowicz
Czar magicznego pudełka trwa
— Michał Perzyna
Złudzenia
— Jakub Stępień
W poszukiwaniu ideału
— Jakub Stępień
Prezenty świąteczne 2010: Wytoczyć działa!
— Esensja
Esensja słucha: Trzeci / czwarty kwartał 2010
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Kuba Sobieralski, Jakub Stępień
Brodka rachuje kości na żywo
— Kuba Sobieralski
Ciepły indie folk z surowej Islandii
— Michał Perzyna
In the End
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
O życiu i oddychaniu muzyką
— Joanna Kapica-Curzytek
Esensja słucha: Grudzień 2013
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Mateusz Kowalski
Wypełnić pustkę
— Przemysław Pietruszewski
Niestrudzony mistrz
— Michał Perzyna
Album niekoncepcyjny z konceptem
— Monika Kapela
Esensja słucha: Październik 2012 (3)
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Monika Kapela, Paweł Lasiuk, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski
Drepcząc po własnych śladach
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Dobra płyta z wielkim hitem
— Paweł Lasiuk
Underground from Poland: W czasach Kryzysu rodzą się legendy
— Sebastian Chosiński
Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Baldwin Trędowaty na tropie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Po tym zestawieniu widac gdzie muzycznie znajduje sie Polska. Jak mozna nazwac rozczarowaniem ostatnia plyte MGMT skoro uznana zostala przez miesiecznik Q za jedna z lepszych plyt 2010 roku. Jesli autor tekstu nie zna zadnego hitu The Drums to znaczy ze malo slucha roznych stacji radiowych oraz telewizyjnych( nie pisze tu o polskich stacjach bo takie nie istnieja niestety, to co u nas nazywa sie radiem to jedna wiekla kicha, muzyka do emertyow i gluchych ludzi)