Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Podsumowanie muzyczne 2010 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 »
Największe rozczarowania 2010:
10. Owl City „Ocean Eyes” / Hurts „Happiness”
W kwestii Owl City i Hurts mam ten sam podstawowy zarzut – poza świetnymi, radiowymi hitami w postaci „Fireflies” (Owl City) i „Wonderful Life” (Hurts), tak naprawdę nie mają nic więcej do pokazania. To przykłady typowych wykonawców jednego przeboju, o których dziś mówi się, że są nową Wielką Światową Nadzieją przemysłu muzycznego, a jutro nikt o nich nie będzie pamiętał. Sorry.
9. The Drums „The Drums”
Z The Drums sprawa wygląda podobnie, jak z płytami wymienionymi wyżej, z tą różnicą, że ci nie byli w stanie wylansować nawet porządnego światowego przeboju. Tym bardziej zagadką jest, czemu mówi się o nich z takim uwielbieniem. Prorokuję im, że wkrótce podzielą los całych zastępów zespołów z „the” na początku i „s” na końcu, które miały być Wielką Światową Nadzieją, a teraz nie mają nawet międzynarodowej dystrybucji płyt.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
8. MGMT „Congratulations”
Zdecydowanie wielkie „congratulations” dla MGMT, którzy we wzorowy sposób zniszczyli sobie karierę. Po świetnym debiucie w postaci „Oracular Spectacular” z 2008 roku, zaserwowali krążek bezbarwny i zupełnie nijaki. Do tego opatrzony kiczowatą okładką (ale o tym za kilka dni). A może po prostu zabrakło talentu?
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
7. Interpol „Interpol”
Wpadek Wielkich Światowych Nadziei ciąg dalszy. Tym razem to już nie potknięcie a porażka totalna. Nie dlatego, że czwarty krążek Interpolu jest tak zły, a dlatego, że nie jest wystarczająco dobry. Przeciętność wieje z każdego kawałka, co do których nie ma się ani co przyczepić, ale też za co ich pochwalić. W moim przypadku zawód jest tym większy, że wciąż mam nadzieję, że grupa choć zbliży się jeszcze do poziomu debiutu „Turn on the Bright Lights”. Trzecia próba powtórzenia sukcesu i trzeci niewypał. Mój kredyt zaufania spadł prawie do zera.
6. Hey „Re-MURPed!”
Zupełnie nie pojmuję idei wydawania remiksów popularnych albumów. W przypadku Hey to niezrozumienie jest tym większe, że „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” i tak jest najbardziej podszytym elektroniką dziełem w dotychczasowej dyskografii formacji. Nie widzę więc w tym głębszej filozofii, niż chęć wyciągnięcia od fanów dodatkowej gotówki. Aczkolwiek nie wyobrażam sobie, by było to celowe działalnie Kasi Nosowskiej, a zwalam całą winę na karby zachłannej wytwórni płytowej. Mam nadzieję, że się nie mylę.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
5. Peter Gabriel „Scratch My Back”
Ta płyta budzi wiele kontrowersji, co dało się odczuć także na łamach Esensji. Jedni są zachwyceni, inni śmiertelnie znudzeni. Ja należę do tych drugich, dla których słuchanie „Scratch My Back” było drogą przez mękę. Owszem, trzeba przyznać Gabrielowi, że włożył wiele pracy w orkiestrowe aranżacje cudzych utworów, ale trzeba zadać sobie pytanie podstawowe: „po co”. Zwłaszcza, że zamiast rozmieniać się na drobne, mógłby zabrać się za nagrywanie płyty z całkowicie premierowym materiałem. Od wydania „Up” minie zaraz dziesięć lat!
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
4. Quidam „Strong Together”
Choć o najlepszych płytach koncertowych 2010 roku będziemy pisali w osobnym tekście, o najgorszych możemy już teraz. Quidam miał nam zaserwować koncertówkę, która miała być wydarzeniem roku. Wydano ją iście po europejsku, w pięknym digipacku, z bogatą książeczką, zarówno w formacie DVD, jak i na 2 CD. Co z tego, skoro sam koncert jest zagrany ociężale i całkiem bez polotu. Szkoda.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
3. Santana „Guitar Heaven: The Greatest Guitar Classics of All Time”
To miał być hołd dla klasyków, którzy ukształtowali muzyczną wrażliwość Santany, a zamienił się w jarmarczny festiwal przaśności i braku dobrego smaku (patrz cover „Back in Black”). Obrana za czasów „Supernatural” formuła, by zapraszać różnych gości i pozwolić im szaleć w studio, z każdym następnym albumem króla gitary sprawdza się coraz mniej. Ja rozumiem, że każdy zaproszony muzyk chce się pokazać przy Santanie, ale szkoda, że nad tym tłumem nikt nie panuje, przez co słuchając „Guitar Heaven” jedyna emocja jaką się odczuwa, to coraz bardziej narastające poczucie żenady.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
2. Slash „Slash”
Były gitarzysta Guns N’Roses i Velvet Revolver pozazdrościł Santanie i też postanowił zebrać jak najwięcej kolegów po fachu, którzy przypadaliby na jeden milimetr taśmy nagraniowej. W efekcie dostaliśmy całkiem niezłe kawałki Ozziego Osbourna, Lemmiego Kilmistera, Iana Astburego, Iggiego Popa… ale nie Slasha, który gdzieś w tym wszystkim utonął. Sprawy nie ratuje beznadziejna okładka, za którą ktoś powinien dostać cięcie po pensji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
1. Coma „Live”
W tym roku antyzwycięzcą w moim podsumowaniu została nasza rodzima Coma. Przede wszystkim za rozdmuchane ego, które doprowadziło do tego, że pierwsza koncertówka w ich dorobku okazała się zupełnym niewypałem. Byłem na kilku koncertach Comy na różnych etapach jej popularności i faktycznie z tym zespołem dzieje się coś niedobrego, ale nigdy nie było tak źle jak na „Live”. Utwory zostały zagrane niedbale, za bardzo chaotycznie, natomiast Piotr Rogucki, którego mimo wszystko uważam za jednego z najlepszych wokalistów w naszym kraju, nabrał tak pretensjonalnej maniery, że jego śpiewu czasem nie da się słuchać. Boję się, że jeśli zespół cały czas tak będzie się rozdymał w samouwielbieniu, wreszcie z hukiem pęknie.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

19 I 2011   18:52:46

Po tym zestawieniu widac gdzie muzycznie znajduje sie Polska. Jak mozna nazwac rozczarowaniem ostatnia plyte MGMT skoro uznana zostala przez miesiecznik Q za jedna z lepszych plyt 2010 roku. Jesli autor tekstu nie zna zadnego hitu The Drums to znaczy ze malo slucha roznych stacji radiowych oraz telewizyjnych( nie pisze tu o polskich stacjach bo takie nie istnieja niestety, to co u nas nazywa sie radiem to jedna wiekla kicha, muzyka do emertyow i gluchych ludzi)

19 I 2011   21:01:21

muzyka 'dla' emerytów chyba

20 I 2011   09:30:51

Po tym zestawieniu widać gdzie znajdują się muzycznie redaktory Esensji a nie Polska.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Pink Floyd w XXI wieku: Sfery ambientowych dźwięków
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Underground from Poland: „Armageddon” w „Telewizji”? „Mam dość”!
— Sebastian Chosiński

Esensja słucha: Wiosna 2011
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień, Mieszko B. Wandowicz

Czar magicznego pudełka trwa
— Michał Perzyna

Złudzenia
— Jakub Stępień

W poszukiwaniu ideału
— Jakub Stępień

Prezenty świąteczne 2010: Wytoczyć działa!
— Esensja

Esensja słucha: Trzeci / czwarty kwartał 2010
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Kuba Sobieralski, Jakub Stępień

Brodka rachuje kości na żywo
— Kuba Sobieralski

Ciepły indie folk z surowej Islandii
— Michał Perzyna

Tegoż twórcy

In the End
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

O życiu i oddychaniu muzyką
— Joanna Kapica-Curzytek

Esensja słucha: Grudzień 2013
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Mateusz Kowalski

Wypełnić pustkę
— Przemysław Pietruszewski

Niestrudzony mistrz
— Michał Perzyna

Album niekoncepcyjny z konceptem
— Monika Kapela

Esensja słucha: Październik 2012 (3)
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Dawid Josz, Monika Kapela, Paweł Lasiuk, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Drepcząc po własnych śladach
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Dobra płyta z wielkim hitem
— Paweł Lasiuk

Underground from Poland: W czasach Kryzysu rodzą się legendy
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Baldwin Trędowaty na tropie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.