Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jan Spálený
‹Edison›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułEdison
Wykonawca / KompozytorJan Spálený
Data wydania1978
NośnikWinyl
Czas trwania34:36
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Jan Spálený, Jiří Stivín, Richard Kroczek, Jaroslav Vraštil, Vladimír Bar, Eduard Parma Jr., Petr Eichler
Utwory
Winyl1
1) Zpĕv I06:03
2) Zpĕv II04:34
3) Zpĕv III05:37
4) Mezihra00:55
5) Zpĕv IV08:23
6) Zpĕv V09:06
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Komunistyczny pomnik dla Edisona

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj czeski wokalista i multiinstrumentalista Jan Spálený.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Komunistyczny pomnik dla Edisona

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj czeski wokalista i multiinstrumentalista Jan Spálený.

Jan Spálený
‹Edison›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułEdison
Wykonawca / KompozytorJan Spálený
Data wydania1978
NośnikWinyl
Czas trwania34:36
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Jan Spálený, Jiří Stivín, Richard Kroczek, Jaroslav Vraštil, Vladimír Bar, Eduard Parma Jr., Petr Eichler
Utwory
Winyl1
1) Zpĕv I06:03
2) Zpĕv II04:34
3) Zpĕv III05:37
4) Mezihra00:55
5) Zpĕv IV08:23
6) Zpĕv V09:06
Wyszukaj / Kup
Czeskiej i słowackiej muzyce progresywnej i jazzrockowej lat 70. i początku kolejnej dekady XX wieku poświęciliśmy swego czasu w „Esensji” całkiem sporo miejsca. Przyglądaliśmy się wówczas bliżej tak zasłużonym dla obu gatunków muzyki rozrywkowej formacjom, jak Modrý Efekt („Coniunctio”), Jazz Q Praha („Pozorovatelna”), Energit („Energit”), Fermáta („Fermáta”), Impuls („Impuls”), Bohemia („Zrnko písku”) oraz Combo FH („Věci”). A to i tak jedynie wierzchołek góry lodowej. Na uwagę zasługuje bowiem znacznie więcej wykonawców (solistów i grup), których – miejmy nadzieję – prędzej lub później przywrócimy pamięci naszych czytelników. Bohaterem dzisiejszej odsłony „Non Omnis Moriar” jest jeden z nich – urodzony w Pradze w 1942 roku, a więc w czasach gdy, zamiast niepodległego państwa czeskiego, istniał podległy III Rzeszy Protektorat Czech i Moraw, wokalista i multiinstrumentalista Jan Spálený.
Po ukończeniu szkoły średniej nastoletni Jan rozpoczął studia muzyczne w Konserwatorium Praskim; co ciekawe, wybrał sobie jako specjalizację grę na niezbyt popularnym – i wtedy, i dzisiaj – instrumencie, czyli tubie. Mając dwadzieścia cztery lata, zdecydował się na karierę artysty rockowego, do czego zresztą namawiał go, młodszy o dwa lata, brat Petr. W listopadzie 1967 roku powołali oni do życia grupę The Hippopotamuses, którą kilka miesięcy później przemianowano na Apollobeat. Był to w zasadzie, kierowany przez Jana, zespół akompaniujący Petrowi. Stylistycznie oscylowali wokół popu, rocka i muzyki beatowej spod znaku „brytyjskiej inwazji”. Pozostawili po sobie w tamtym czasie masę singli oraz pięć płyt długogrających: „Petr Spálený & Apollobeat” (1969), „Zvon šilencův” (1971), „Dáma při tĕle” (1971), koncertową „Petr w Lucernĕ” (1972) oraz anglojęzyczną „Sail with Me” (1973). Kres istnienia formacji był jednocześnie początkiem nowego rozdziału w artystycznej biografii naszego bohatera, powołał on bowiem do życia kolejny zespół – Orchestr Jana Spáleneho. Nadal była to przede wszystkim grupa akompaniująca innym wokalistom (już nie tylko Petrowi). Można się jednak domyślać, że z biegiem czasu rola tego „drugiego”, skrywającego się na scenie za plecami kolejnych frontmanów, przestała odpowiadać Janowi; stąd jego decyzja o rozpoczęciu kariery solowej.
W 1976 roku skompletował on nowy zespół, w którym znalazło się miejsce dla kilku weteranów czeskiego rocka i jazzu, jak chociażby saksofonisty Jiříego Stivína (współzałożyciela Jazz Q Praha), klawiszowca Vladimíra Bara i basisty Eduarda Parmy Jr. (obaj z Apollobeat) oraz drugiego klawiszowca Jaroslava Vraštila (który miał za sobą występy w The Teenagers, The Bluesmen, Atlantis oraz akompaniującym Janowi Neckářowi Bacily). Nieco mniejszym doświadczeniem, ale zawsze jakimś, mogli natomiast pochwalić się gitarzysta i skrzypek Richard Kroczek z progresywno-folkowej formacji Bukanýři („Bukanýři”, 1974) oraz perkusista Petr Eichler z zahaczającego o hard rock popowego Zespołu Františka R. Čecha („Báječní muži”, 1975). W siedmioosobowym składzie grupa, która nawet nie doczekała się własnej nazwy, odbyła w należącym do wytwórni Supraphon praskim studiu Mozarteum dwie sesje nagraniowe: pierwsza trwała od 29 listopada do 3 grudnia 1976, natomiast druga od 20 do 25 czerwca 1977 roku. Ich owocem okazał się, sygnowany jedynie nazwiskiem Jana Spálenego, concept-album „Edison” (1978).
Na pomysł nagrania tej płyty Jan Spálený wpadł, czytając tom wierszy czeskiego poety Vítĕzslava Nezvala. Ten pochodzący ze wsi Biskoupky niedaleko morawskiego Brna twórca (nie tylko poeta, ale również prozaik, dramaturg i tłumacz) przyszedł na świat w 1900 roku. Pierwszą książeczkę opublikował, mając 22 lata. Od najmłodszych lat angażował się także w działalność polityczną; był – i to jeszcze przed wojną – aktywnym członkiem Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Jego twórczość poetycka ewoluowała: od poetyzmu, poprzez surrealizm, aż do – to już po wojnie – socrealizmu. Zmarł w wieku pięćdziesięciu ośmiu lat prawdopodobnie z powodu zawału serca. Wiersze z tomu „Edison” powstały w październiku i listopadzie 1927 roku, natomiast drukiem wyszły latem roku następnego. I chociaż bohaterem tytułowym jest wielki amerykański wynalazca Thomas Alva Edison (tak, ten od żarówki elektrycznej), przez Nezvala został on potraktowany jedynie jako symbol postępowej ludzkości. Obok niego w tekście pojawiają się też między innymi Jezus Chrystus, święty Paweł, cesarz rzymski Neron, Krzysztof Kolumb, Ludwig van Beethoven, Izaak Newton oraz Karol Darwin. Chcąc skomponować muzykę oddającą ducha dzieła, Spálený postawił przed sobą bardzo trudne zadanie. Jak z niego wybrnął? Po mistrzowsku!
„Edison” podzielony został na pięć „pieśni” (plus instrumentalna miniatura zamykająca stronę A albumu), które układają się w zwartą i jednorodną całość. Stylistycznie płycie najbliżej jest do progresywnego jazz-rocka, który w tamtych czasach święcił w Czechosłowacji – za sprawą wymienionych powyżej zespołów – największe triumfy. Lider formacji, mając u swego boku doskonałych muzyków, mógł sobie pozwolić na pewne niedostatki wokalne (cóż, w porównaniu z Petrem Jan nigdy nie był wybitnym frontmanem); zamiast śpiewać, znacznie częściej melodeklamuje, stara się interpretować teksty Nezvala aktorsko, wydobywając z nich tym samym to, co najistotniejsze. W tle zaś dzieją się rzeczy niezwykłe. Jak chociażby w otwierającym album „Zpĕv I”, w którym Janowi najpierw towarzyszy akompaniament fortepianu elektrycznego Vladimíra Bara, a następnie syntezatorów i klawesynu Jaroslava Vraštila, wspomaganych na dodatek przez progresywnie powłóczysto-nostalgiczną gitarę elektryczną Richarda Kroczka. Wszystko to podane jest zaś tak smakowicie, z typową dla jazzmanów wirtuozerią, że aż niemożliwym staje się oderwanie uszu od głośników.
„Zpĕv II” otwiera natomiast stonowany duet gitary basowej Eduarda Parmy Jr. i fletu Jiříego Stivína. Kiedy dołącza do nich Spálený, bas zostaje cofnięty na drugi plan, a na pierwszy wysuwa się fortepian akustyczny Vraštila. Na ich tle, nie zapominajmy bowiem o obecnym przez cały czas flecie, Jan snuje swoją opowieść, robiąc jedynie krótką przerwę po to, aby dać Jaroslavowi szansę na stworzenie subtelnego syntezatorowego podłoża. Jeszcze ciekawiej prezentuje się „Zpĕv III”, któremu od pierwszych sekund ton nadaje hardrockowa gitara – ostra, zadziorna, ale jednocześnie niepozbawiona lekkości i chwytającej za serce tęsknoty. Z biegiem czasu Richard Kroczek coraz bardziej skręca zresztą w stronę rocka progresywnego, a w jego grze usłyszeć można wpływy Andy’ego Powella bądź Teda Turnera (z Wishbone Ash) czy nawet Andy’ego Latimera (z Camela). Zamykająca stronę A czarnego krążka niespełna minutowa „Mezihra” to kolejny wzruszający fragment płyty, o czym tym razem przesądza współbrzmienie gitary akustycznej i elektrycznych skrzypiec (warto dodać, że na obu instrumentach zagrał Kroczek).
Strona B „Edisona” to tylko dwie „pieśni”. Ale za to jakie! „Zpĕv IV” to kolejna wycieczka do muzycznego świata progresu z jazzrockowymi wstawkami (vide saksofon altowy Stivína); w stylistykę fusion wpisuje się również partia sekcji rytmicznej oraz przede wszystkim – na odległość pachnący grą Chicka Corea w Return to Forever – fortepian elektryczny Bara. Fragmenty delikatniejsze sąsiadują zaś z dynamiczniejszymi, kraina łagodności podrasowana jest wstawkami czysto rockowymi. Zamykające całość „Zpĕv V” to niekwestionowane opus magnum płyty – dziewięciominutowa kompozycja, której charakterystyczny motyw przewodni oplatany jest dźwiękami kolejnych instrumentów solowych: fortepianu, puzonu (na którym gra sam Spálený), a w dalszej części jeszcze gitary elektrycznej i syntezatorów. Progres ponownie miesza się z jazz-rockiem, by w finale dodatkowo zaimplementować wpływy folku i awangardy. Od strony muzycznej zakończenie ostatniej „pieśni” to absolutny majstersztyk, zachwycający bogactwem brzmień i rozwiązań harmonicznych. Ale oczywiście nie tylko dzięki niemu „Edisona” należy bez wątpienia uznać najwybitniejszym artystycznym dokonaniem Jana Spálenego.
Po sukcesie pierwszej płyty solowej Spáleny zdecydował się podążyć w wyznaczonym przez nią kierunku. Wydany dwa lata później album „Signál času” (nagrany z towarzyszeniem formacji Mahagon) również utrzymany był w stylistyce jazzrockowej. Jednak na początku lat 80. dobre lata dla fusion zaczęły przemijać. Wtedy artysta postanowił na dobre poświęcić się graniu blues-rocka. Taka muzyka znalazła się na kolejnych jego płytach solowych („Blues in Mind”, 1985; „Asi v tom bude nĕjakej hácek”, 1985; „…ješte jedno si vrznout!”, 1993; „Zahrada v dešti”, 2007; „Zpráva odeslána”, 2010), jak i produkcjach powołanych przez niego do życia formacji ASPM („Pořádný blues”, 1987; „Hotel Štistko Blues & další kousky”, 1989; „Vytopená dáma”, 1989; „V klubu na Petynce”, 1998; „…až srdce usedá”, 1999; „Má vina”, 2002) i Jan Spáleny Trio („Panenko skákavá”, 2012). Trochę szkoda, że w późniejszych latach nie wracał już do jazz-rocka z przełomu lat 70. i 80. XX wieku. Ale skoro w jego sercu gra przede wszystkim blues, trzeba to zrozumieć i uszanować.
koniec
7 maja 2016
Skład:
Jan Spálený – śpiew, puzon, muzyka
Jiří Stivín – flet, saksofon altowy, klarnet basowy
Richard Kroczek – gitara elektryczna, gitara akustyczna, skrzypce, skrzypce elektryczne
Jaroslav Vraštil – fortepian akustyczny, organy, syntezatory, klawesyn
Vladimír Bar – fortepian elektryczny, klawinet
Eduard Parma Jr. – gitara basowa
Petr Eichler – perkusja, instrumenty perkusyjne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.