Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Zbigniew Seifert
‹Live in Hamburg, 1978›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLive in Hamburg, 1978
Wykonawca / KompozytorZbigniew Seifert
Data wydania2006
Wydawca Milo Records
NośnikCD
Czas trwania53:33
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Zbigniew Seifert, Wolfgang Dauner, Charlie Mariano, Branislav Kovačev
Utwory
CD1
1) Hamburg 108:55
2) Hamburg 217:12
3) Hamburg 309:21
4) Hamburg 401:51
5) Hamburg 516:10
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Koniec był tak blisko

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj Zbigniew Seifert w towarzystwie – między innymi – Charliego Mariano i Wolfganga Daunera.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Koniec był tak blisko

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj Zbigniew Seifert w towarzystwie – między innymi – Charliego Mariano i Wolfganga Daunera.

Zbigniew Seifert
‹Live in Hamburg, 1978›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLive in Hamburg, 1978
Wykonawca / KompozytorZbigniew Seifert
Data wydania2006
Wydawca Milo Records
NośnikCD
Czas trwania53:33
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Zbigniew Seifert, Wolfgang Dauner, Charlie Mariano, Branislav Kovačev
Utwory
CD1
1) Hamburg 108:55
2) Hamburg 217:12
3) Hamburg 309:21
4) Hamburg 401:51
5) Hamburg 516:10
Wyszukaj / Kup
Dwanaście lat temu ukazała się płyta z nieznanym wcześniej koncertem Zbigniewa Seiferta. Za jej publikację odpowiadała – założona w 1997 roku – firma Milo Records, należąca do mieszkającego w Polsce greckiego perkusjonalisty Milo Kurtisa, niegdyś związanego z zespołami Osjan, Yá-sou, Voo Voo, Izrael i Maanam, obecnie stojącego na czele etniczno-jazzowego projektu Naxos. Specjalnie dla niej uruchomiona została nowa seria wydawnicza – „Polish Jazz Masters – Rare Collectable Recordings”, która po upublicznieniu „Live in Hamburg, 1978”… nie doczekała się kontynuacji. Trudno dociec, na jakiej zasadzie w ogóle album ten ujrzał światło dzienne. Ba! pewne wątpliwości można nawet wzbudzać datowanie tego występu. Poza podanym rokiem nie ma bowiem żadnych bardziej szczegółowych informacji, a skład podany na okładce jest ewidentnie niepełny. Nie ma zatem wątpliwości, że to typowy bootleg, o czym przekonuje również jakość nagrań (aczkolwiek w żaden sposób nie odbiera ona przyjemności z obcowania z tą muzyką).
Połowa lat 70. XX wieku to prawdziwa erupcja talentu Zbigniewa Seiferta. Pochodzący z Krakowa skrzypek i saksofonista zdobył ogromny rozgłos w zachodnich Niemczech, grywał z największymi gwiazdami światowego i europejskiego, wśród których znajdowali się tacy artyści, jak gitarzysta Volker Kriegel, pianiści Jasper van ’t Hof i Joachim Kühn oraz saksofoniści Charlie Mariano i Hans Koller. Wreszcie dojrzał do powołania własnego projektu, w efekcie czego powstały dwa różne składy Vario(u)spheres. Z jednym z nich, z Januszem Stefańskim na bębnach, w styczniu 1976 roku Seifert zagrał na II Międzynarodowym Swiss Jazz Day, który to występ w listopadzie ubiegłego roku został przypomniany na kompaktowym albumie „Live in Solothurn”.
Polsko-szwajcarsko-belgijski kwartet zaprezentował się na tym koncercie jako wyśmienita jazzowa formacja z silnymi wpływami fusion. Taka muzyka wciąż cieszyła się w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych sporą popularnością (choć zapewne nie aż tak wielką, jak w pierwszej połowie dekady); nic więc dziwnego, że Seifertowi wróżono wspaniałą karierę solową. Wiosną 1976 roku Zbigniew wraz z żoną Agnieszką mieli nawet przenieść się za Ocean, skrzypek miał już nawet podpisany kontrakt z Berklee College of Music w Bostonie. I nagle wszystkie plany wzięły w łeb! Aneta Norek-Skrycka, autorka zatytułowanej „Man of the Light” biografii muzyka, tak opisała ten dramatyczny okres w jego życiu: „W kwietniu 1976 roku Zbyszek udał się do lekarza, aby zbadać narośl, która pojawiła się na jego ciele i która rosła w bardzo szybkim tempie. Okazało się, że zgrubienie wymaga natychmiastowej interwencji chirurgicznej”. Kiedy wydawało się, że to koniec kłopotów, Seifert „w niedługim czasie zaczął odczuwać ból w klatce piersiowej. Następnego dnia po wykonaniu zdjęcia rentgenowskiego okazało się, że ma pięć guzków na płucach. Miał wtedy 29 lat i od tego momentu zaczęła się prawdziwa batalia Zbyszka ze złośliwą odmianą choroby nowotworowej”.
Rak płuc – w późniejszym czasie z przerzutami na wątrobę i kości ręki – uniemożliwiał normalne funkcjonowanie. Ale muzyk nie poddał się. Choć do swojej śmierci w lutym 1979 roku wiele czasu spędzał w szpitalach (w Niemczech i USA), wciąż – oczywiście w miarę możliwości – tworzył, koncertował i nagrywał. Jakby na przekór losowi, stawał się coraz bardziej świadomym artystą – genialnym jazzrockowym skrzypkiem! Z czasów po zdiagnozowaniu choroby, z którą Seifert nie obnosił się jednak na zewnątrz, pochodzą takie płyty, jak „Helen 12 Trees” (1976) Charliego Mariano, „Violin” (1978) Oregonu, „Introducing Glen Moore” (1979) Glena Moore’a oraz solowe „Solo Violin” (1976), „Man of the Light” (1977), „Zbigniew Seifert” (1977), „Passion” (1979) i „Kilimanjaro” (1979). A to wcale nie wszystko. Było jeszcze całkiem sporo koncertów i okazjonalnych nagrań radiowych, które po dziś dzień nie ujrzały światła dziennego. Jak na przykład liczne sesje z hamburską orkiestrą radiową (big bandem) Norddeutscher Rundfunk (NDR), których początek wyznacza wspólny warsztatowy występ Seiferta z Volkerem Kriegelem w styczniu 1973 roku.
Szczególnie aktywny był pod tym względem – oczywiście jak na sytuację zdrowotną Seiferta – 1977 rok. Współpraca z NDR zaowocowała wówczas nagraniami z kwartetem urodzonego w Krakowie saksofonisty Leszka Żądły (marzec), z grupą Charliego Mariano i Wolfganga Daunera oraz występem na New Jazz Festival (oba przedsięwzięcia miały miejsce w czerwcu). I tu rodzi się pytanie: Czy przypadkiem koncert opublikowany przez Milo Records nie pochodzi właśnie z tego okresu? Wskazywałby na to skład, jaki pojawił się na scenie, oraz repertuar. Na okładce albumu poszczególne kompozycje nie mają tytułów (wszystkie opisane są enigmatycznie jako „Hamburg” z dodanymi cyferkami), ale można odnieść wrażenie, że część z nich nie wyszła wcale spod ręki polskiego skrzypka, lecz uczestniczących również w tym projekcie Mariano i Daunera. Ale należy też brać pod uwagę, że to rzeczywiście nagrania z 1978 roku. Gdyby Milo Kurtis podzielił się informacjami, jak wszedł w posiadanie tego materiału, jakie jest jego archiwum źródłowe – byłoby znacznie prościej rozstrzygnąć wszystkie wątpliwości. Można na te niejasności spojrzeć jednak także z zupełnie innego punktu widzenia i kompletnie nie przejmować się datami, a jedynie sycić umysł muzyką. Dodajmy: wspaniałą muzyką!
„Live in Hamburg, 1978” to nieco ponad pięćdziesięciotrzyminutowa koncertowa petarda, która powinna przypaść do gustu przede wszystkim wielbicielom jazz-rocka spod znaku – jeśli szukalibyśmy porównań amerykańskich – Mahavishnu Orchestra. Z krajem położonym po drugiej stronie Atlantyku łączy te nagrania obecność – wielokrotnie opisywanego w „Non Omnis Moriar” – Charliego Mariano, który gra tutaj przede wszystkim na saksofonie tenorowym, ale również niewymienionych w opisie płyty flecie i nadaswaramie (południowoindyjskim instrumencie dętym przypominającym obój). Poza tym u boku Seiferta pojawili się muzycy europejscy: niemiecki pianista Wolfgang Dauner (znany głównie z jazzrockowej grupy Et Cetera) oraz serbski perkusista Branislav „Lala” Kovačev (który grał z Polakiem w jednym z wcieleń Variospheres). Jest też oczywiście hamburski NDR Big Band ze swoją rozbudowaną sekcją dętą. I – prawdopodobnie – z kontrabasistą, który wspomógł Serba w pracy sekcji rytmicznej, a którego nazwiska nie poznajemy.
„Hamburg 1” otwiera jazzrockowy fortepian i dołączające do niego szybko – grające unisono – skrzypce i saksofon. Wcześnie daje też znać o sobie orkiestra, która nie tylko skutecznie wypełnia tło, ale także od czasu do czasu przebija się na plan pierwszy ze swoimi dęciakami. Nade wszystko jednak ten utwór pomyślany jest tak, by mogli zaprezentować się w nim słuchaczom poszczególni soliści. Pojawiają się więc kolejno partie solowe: najpierw skrzypiec (nagrodzona rzęsistymi brawami), następnie fortepianu. Charlie Mariano tym razem dołącza do sekcji dętej big bandu, która w finałowej części numeru „przekomarza” się ze Zbigniewem Seifertem. „Hamburg 2” to najdłuższy fragment koncertu, choć tak naprawdę są to prawdopodobnie dwie oddzielne kompozycje, nie wiedzieć dlaczego wrzucone do jednego worka. Pierwsza – trwająca nieco ponad sześć minut – wprowadza nostalgiczny nastrój, który budują i Dauner (grający jednocześnie na fortepianach akustycznym i elektrycznym), i Mariano (wyjątkowo zwiewną partią saksofonu), i Seifert (który najbardziej skupia się na udanej interakcji z orkiestrą). A potem następuje cisza…
…z której wyłania się przejmujący dźwięk nadaswaramu. Ta część „Hamburg 2” najbardziej przypomina nagrania Amerykanina dokonane przez niego w grudniu 1972 z zespołem Embryo (i wydane na płycie „We Keep On”) oraz zarejestrowane w marcu 1974 roku z muzykami fińskimi („Reflections”). Przez większość czasu Mariano gra tu główną rolę; Dauner i Seifert pełnią w zasadzie funkcję akompaniatorów. Chociaż w dalszej części to skrzypce wybijają się przed szereg. Solówka Polaka zaskakuje zaś nie tylko rockową werwą, ale głównie techniczną wirtuozerią. By jeszcze bardziej odejść od klasycznego brzmienia jazzowego, krakowianin wykorzystał w tej partii efekt zniekształcający dźwięk. W końcowej fazie z kolei słuchacze zostają uraczeni perkusyjną salwą „Lali” Kovačeva, a całość wieńczy wątek etniczny, w którym Charliego Mariano wspiera cała orkiestra. „Hamburg 3” zaczyna się od jazzowej pianistyki Daunera. Niemiec w pewnym sensie narzuca dalszą, nieco senną narrację, której poddaje się zarówno big band, jak i soliści. Dopiero w drugiej części muzycy podkręcają tempo i ponownie podążają jazzrockowym śladem (ważną rolę odgrywa w tym sekcja dęta!).
„Hamburg 4” to niespełna dwuminutowa miniatura. Ale ileż dzieje się w ciągu tych stu pięćdziesięciu sekund! To definicja jazz-rocka w pigułce. I zarazem świetne preludium do zamykającej płytę szesnastominutowej kompozycji „Hamburg 5”, którą otwiera duet Kovačeva z bigbandowym perkusjonalistą. Dalej mamy zaś wszystko, co ten rozbudowany skład ma do zaoferowania, a więc wybijające się przed orkiestrę nadaswaram i fortepian elektryczny, improwizację na skrzypcach, jak również ekscytujące solówki – piana Rhodesa i bębnów. To jeden z tych utworów, które potrafią dosłownie zwalić z nóg. Słychać wyraźnie, że muzycy są doskonale zgrani, a NDR Big Band w pełni świadomy, jaką rolę ma odegrać w tym przedsięwzięciu. Tylko czy to w ogóle powinno dziwić, skoro mamy tu do czynienia z samymi wirtuozami. Wsłuchując się w te nagrania – obojętnie czy pochodzą one z 1978 (jak opisano na płycie), czy z 1977 roku – trudno uwierzyć, że Seifert był już wtedy ciężko chory. Że tak naprawdę zostały mu ostatnie miesiące życia. Późną jesienią 1978 roku Seifert znalazł się w Nowym Jorku, gdzie zarejestrował materiał na swój ostatni solowy longplay („Passion”) i dograł kilka ścieżek na płytę Glena Moore’a z Oregonu. A zaraz potem pojechał do szpitala w Buffalo, gdzie przeszedł dwie operacje i gdzie zmarł na zawał serca 14 lutego 1979 roku krótko przed północą.
koniec
21 lipca 2018
Skład:
Zbigniew Seifert – skrzypce
Wolfgang Dauner – fortepian, fortepian elektryczny
Charlie Mariano – saksofon tenorowy, flet, nadaswaram
Branislav Kovačev – perkusja
oraz
NDR Big Band

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.