100 najlepszych filmów dekadyEsensja100 najlepszych filmów dekadyNa dobrą sprawę, nawet przez ułamek sekundy nie da się do końca powiedzieć o czym „Lourdes” jest. Można je czytać jako wielką manifestację, że na świecie Boga nie ma – jest jedynie czysty przypadek. Może być też stwierdzeniem, że Bóg jest, ale wyroki jego niezbadane – zasugerowana śmierć siostry Cecile i cudne wyzdrowienie Christine można rozumieć jako ofiarę pierwszej, która przysłużyła się tej drugiej. Może Hausner chodzi o świat, w którym za myśleniem o Bogu nie idzie żadna duchowość a jedynie wyobrażenie, że mamy jakiś punkt zaczepienia do którego można się odwołać lub którego można winić za nieszczęścia. Postacie, które tak zazdroszczą Christine mają wobec Boga postawę roszczeniową, a samo Lourdes to właściwie takie miejsce do którego przychodzą na wymianę: uzdrowienie za modlitwę. A można nawet odrzucić analizowanie tematyki, potraktować religię metaforycznie i oglądać „Lourdes” jak film o ludzkiej naturze, która przez kontekst religijny jaskrawieje na rzecz wyjątkowo przygnębiającej diagnozy. Oryginalny, wieloznaczny, mądry, zmuszający do myślenia film. Czytaj naszą recenzję. Reżyser późniejszych „300” i „Watchmen”, zabierając się za realizację nowego „Świtu…”, miał coś więcej niż kasę. Miał pomysł. Doskonale wiedział, jak rozłożyć akcenty, w których momentach kulminować napięcie, kiedy je rozładować błyskotliwym żartem i gdzie wykorzystać cameo aktorów z oryginału, by nie sprawiali wrażenia umieszczonych od czapy. Większość krytyków, chwaląc ową inwencję Snydera i techniczną biegłość jego współpracowników, jednocześnie zarzucała filmowi – w kontrze do słynnego poprzednika – intelektualną miałkość. Niesłusznie, bowiem antykapitalistyczne podteksty Romero w teraźniejszym świecie, w którym konsumpcjonizm od dawna jest stylem, a nierzadko też celem życia, zwyczajnie trącą myszką. Dlatego Snyder nie podchwytuje zwietrzałych idei, tylko idzie w alegorie postwrześniowe, wszechobecną paranoję wymuszającą podejrzliwość tak wobec obcych, jak i najbliższych sąsiadów. Po czym puentuje apokalipsą – dziś w prawdziwym horrorze nie ma miejsca nawet na połowiczny happy end. Chociaż dla wielu osób jest to film do jednorazowego obejrzenia, nie wynika to z jego błahości czy niedostatków, a raczej wściekłej intensywności obrazu, wzmocnionego agresywnym montażem i niepokojącą muzyką Clinta Mansella i Kronos Quartet. Nie można powiedzieć, by był to film, który ogląda się z przyjemnością czy „to jeden z moich ulubionych!” – to nie te kategorie. „Requiem dla snu” jest przerażającym, grającym ostrym jak brzytwa smykiem na emocjach widzów wizerunkiem uzależnienia, który nie schodzi jednocześnie do poziomu taniego dydaktyzmu. Jennifer Connelly, Marlon Wayans i Jared Leto chyba nigdy nie zagrali lepszych ról (Ellen Burstyn ma o wiele bogatszą karierę filmową, więc o jej błyskotliwej, nagrodzonej nominacją do Oscara kreacji nie można powiedzieć czegoś takiego), a Darren Aronofsky zapewnił sobie miejsce w panteonie światowego kina. Kolejny po „Siedem” kryminał o nieuchwytnym seryjnym mordercy, tym razem oparty na faktach. Fincher niezmiennie porusza się w ramach kina gatunkowego, wykraczając równocześnie poza gatunkowe konwencje i ograniczenia. Z jednej strony oglądamy zajmującą intrygę kryminalną, w której para detektywów (grający życiową rolę Mark Ruffalo i znany z „Ostrego dyżuru” Anthony Edwards) stara się ująć nieuchwytnego mordercę, z drugiej – równolegle toczące się śledztwo dziennikarskie. Twórcę „Podziemnego kręgu” ponad wszystko inne interesuje to, jaki wpływ na bohaterów wywiera niemożność rozwiązania zagadki Zodiaka. Dla jednych kończy się to odsunięciem od sprawy (para policjantów), dla innych popadnięciem w szaleństwo (postać Downeya Jr.). Intrygujący oprawą plastyczną i znakomicie dobraną muzyką, niepokojący mrocznym klimatem i pesymistycznym przesłaniem „Zodiak” potwierdza, że Fincher jest jednym z najciekawszych współczesnych autorów filmowych. Czytaj naszą recenzję. „Stan gry” to oparty na świetnym brytyjskim miniserialu polityczny thriller spod znaku „Wszystkich ludzi prezydenta” czy „Trzech dni Kondora”. Od strzelanin i pościgów ważniejsze są tu portrety psychologiczne bohaterów, a od pędzącej na złamanie karku fabuły – poszczególne, kameralne sceny. Kevin Macdonald brytyjskim pierwowzorem jedynie się zainspirował: przesunął akcenty z kryminalnej intrygi w stronę komentarza na aktualne problemy, z jakimi boryka się obecnie prasa drukowana. Chodzi o nierówną walkę z portalami internetowymi, które żerują na tematach, wytropionych przez dziennikarzy gazet. Intryga jest na tyle wciągająca, a aktorstwo na tyle wiarygodne (obok niezawodnego Russella Crowe’a błyszczą Rachel McAdams, Jason Bateman i zwłaszcza Helen Mirren), że „Stan gry” można śmiało postawić obok klasyków gatunku z lat 70. Czytaj naszą recenzję. W 2002 roku wydawało się, że Polański najlepsze czasy ma już za sobą. „Pianista” w pięknym stylu przypomniał o jednak o jego wielkości. Ekranizacja biografii Władysława Szpilmana, pianisty ukrywającego się w wojennej Warszawie, miała stać się dla reżysera naczyniem do rozliczenia się z własnymi wspomnieniami z tego okresu. Takie projekty prawie nigdy się nie udają, pogrążone pretensjonalnością, patosem, nadmiernym ciężarem, zbędnymi hołdami, które autor próbuje przemycić. Geniusz filmu Polańskiego zaczyna się od wierności kartom książki Szpilmana, a kończy w emocjonalnym chłodzie, szczelnie chroniącym „Pianistę” przed sztucznymi gestami i fałszywymi uniesieniami. Nie ma tu niczego łatwo przymilającego się do widza i niosącego wrażenia na podstawowym emocjonalnym poziomie: dramatycznej muzyki, szablonowych postaci, rozdzierających aktów bohaterstwa.Polański pokazuje na ekranie Holocaust, portretowany przecież w milionach filmów, prezentując nie tylko sprawę przez „S”, ale także kompletną wizję artystyczną – a to zdarza się już nieczęsto. Potężny kopniak, którym wyważono i otwarto na oścież drzwi dla nowego rodzaju kreskówek: niby bajek dla dzieci, ale jednak przeznaczonych głównie dla dorosłych. Hybryd, w którym każdy znajdzie dla siebie coś miłego. Nawiązania do popkulturowych hitów, motywy z „Matrixa” czy „Mission Impossible” rozpozna tylko dorosły, no a przynajmniej dość mocno wyrośnięty widz, a tymczasem głos osła podłożony w polskiej edycji przez Jerzego Stuhra robił furorę u wszystkich. Kreskówka, która z bajkami zrobiła w filmie mniej więcej to samo, co w literaturze zrobił z nimi Andrzej Sapkowski. Inteligentna, dowcipna, ciepła opowieść o sympatycznym ogrze, z przewrotnym morałem. Ogląda się ją z dzieckiem nie tylko z rodzicielskiego obowiązku.
Wyszukaj / Kup Najbardziej wystawna część tryptyku Tolkiena/Jacksona, która została obsypana największą liczbą Oscarów (11 statuetek na które zamienił wszystkie(!) swoje nominacje, w tym za najlepszy film, reżyserię i scenariusz). Pojawiały się co prawda głosy, że Peter Jackson przesadnie wydłużył epilog, a pierwszą połowę filmu wypełnił wydarzeniami do granic możliwości (część zdarzeń w książkowym oryginale występuje już w „Dwóch wieżach”), ale powiedzmy sobie szczerze: to dzięki temu „Powrót Króla” jest monumentalnym finałem wielkiej przygody – w pierwszej połowie trzymającym przez cały czas na krawędzi fotela, a w drugiej wzruszającym do łez. Czytaj naszą recenzję. Esensyjna specjalistka od Bollywood pisała w swojej recenzji, że im lepiej ktoś się zna na bolly, tym lepiej będzie bawił się na „Om Shanti Om” – wyszukując smaczki i nawiązania do historii indyjskiego przemysłu filmowego, a także porównując styl Bollywood z Hollywoodem. Ale bollywoodzki przebój nie jest skierowany tylko, a nawet nie przede wszystkim do wyrafinowanych i oczytanych znawców kina. „Om Shanti Om” to przede wszystkim wspaniała, epicka historia o poświęceniu, miłości i wendecie, posługująca się uniwersalnymi emocjami i opierająca się na uniwersalnych wartościach. Historia bawiąca do łez i wzruszająca do łez między innymi dlatego, że znakomicie zagrana i równie brawurowo zatańczona – przez będącego w szczytowej formie Shahrukh Khana i śliczną Deepikę Padukone. No i mamy tu genialny operowy finał, jedną z najciekawszych trawestacji „Upiora w operze” w historii kina. Upiór wśród gości balu maskowego i spadający żyrandol w rytmach bolly? To trzeba zobaczyć! Czytaj naszą recenzję. Hitler nie jest w „Upadku” (jak chcą niektórzy) gloryfikowany, ale ukazany jako żałosny przegrany satrapa, psychopata, któremu naród w jakimś szaleńczym otępieniu dał mandat przywódcy. Widzimy koniec jego i jego dworu, który nie do końca rozumie, co się wokół dzieje, i jesteśmy zmuszeni do zastanawiania się, w jaki sposób ludzie potrafią się tak omotać. Reżyser daje dwie odpowiedzi – winą jest rezygnacja z samodzielnego myślenia, wygoda zrzucania odpowiedzialności na innych, a także niewłaściwie rozumiane pojęcia honoru i odpowiedzialności. Film jest zrealizowany bez żadnych filmowych ekstrawagancji, w starym stylu, ale bardzo solidnie, z wiarygodną scenografią, świetnym montażem, dźwiękiem (ten ciągły ostrzał!) i znakomitym aktorstwem zwłaszcza Juliane Koehler, a przede wszystkim Bruno Ganza w roli Führera. Mamy tu też przejrzyste poprowadzenie fabuły z nieprzemijającym klimatem osaczenia i końca pewnej strasznej epoki – w sumie doskonała filmowa robota. Tak – „Upadek” odrzuca popularny filmowy wizerunek Hitlera jako rozwrzeszczanego głupka, ale w ten sposób przypomina, że był on również człowiekiem. Taki ktoś pojawił się wśród nas, nie był przybyszem z innej planety i mógł przejawiać ludzkie cechy, co w żadnym stopniu nie usprawiedliwia strasznych czynów, ale każe poważnie zastanowić się nad ich przyczynami. Chwała Hirschbiegelowi za odwagę takiego ujęcia postaci Führera. |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
50 najlepszych filmów o żywych trupach według czytelników Esensji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wakacyjny leksykon filmów o żywych trupach. Część 2
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Do sedna: Darren Aronofsky. Requiem dla snu
— Marcin Knyszyński
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja
Najlepsze książki dekady – wybór czytelników Esensji
— Esensja
Kolejne 50 książek minionej dekady, które warto znać
— Esensja
50 książek minionej dekady, które warto znać
— Esensja
10 najlepszych zagranicznych gier fabularnych dekady
— Esensja
10 najlepszych gier fabularnych wydanych po polsku
— Esensja
50 najlepszych polskich płyt dekady
— Esensja
Najlepsze gry planszowe dekady – suplement
— Esensja
10 najlepszych gier planszowych dla dzieci
— Esensja
Krótko o filmach: Spotkanie na pustkowiu
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Rewolucja jest jak rower
— Marcin Knyszyński
Krótko o filmach: Bezpieczna przystań na pustyni
— Sebastian Chosiński
Zderzenie wizji i osobowości
— Marcin Mroziuk
Do sedna: Darren Aronofsky „mother!”
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Noe: Wybrany przez Boga
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Czarny łabędź
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Zapaśnik.
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Źródło
— Marcin Knyszyński
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
Do kina marsz: Marzec 2020
— Esensja
Do kina marsz: Luty 2020
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
Do kina marsz: Styczeń 2020
— Esensja
Do kina marsz: Grudzień 2019
— Esensja
Do kina marsz: Listopad 2019
— Esensja
Do kina marsz: Październik 2019
— Esensja
Do kina marsz: Wrzesień 2019
— Esensja
Do kina marsz: Sierpień 2019
— Esensja
Nawet nie będę komentował tego pseudo zestawienia.