100 najlepszych filmów dekadyEsensja100 najlepszych filmów dekady
Wyszukaj / Kup Jedna z najbardziej uroczych Pixarowskich animacji, bazująca na dość prostym pomyśle: oto potwory z szafy, straszące w nocy amerykańskie dzieci, okazują się sympatycznymi gośćmi, dla których straszenie jest po prostu nudnym odwalaniem szychty w fabryce energii. W dodatku panicznie się tych dzieci boją, przeświadczone o śmiertelnej toksyczności ich dotyku. Doskonała animacja, ciekawe pomysły scenograficzne (gigantyczna hala z sunącymi na podajnikach drzwiami pozostaje w pamięci na długo) i mnóstwo humoru wysokiej klasy. Przede wszystkim jednak docenić należy oryginalność pomysłu i pomysłowość w tworzeniu bohaterów z pozoru strasznych, w rzeczywistości rozczulających. Czytaj naszą recenzję. Greengrassowi udała się rzecz niepojęta: nakręcił triquel popularnej serii filmów akcji o agencie Bourne’ie, jakością przewyższający i tak już znakomite „Tożsamość…” i „Krucjatę…”. W „Ultimatum…” jest szybka akcja, rosnące napięcie, rewelacyjny montaż i różnorodne lokacje na kuli ziemskiej. Nietrudno zauważyć, że Greengrass dużo nauczył się od czasu drugiej części trylogii, bo unika momentów przestoju, w których niby dużo dzieje się na ekranie, ale z chaosu wyłania się też brak spójności. W zwieńczeniu fabuły dostajemy pytanie o ludzką tożsamość, kwestię stanowiącą tło dla akcji od pierwszego odcinka serii. Czy wiedza, której szukał Bourne, tak naprawdę coś zmienia? Jaką część tożsamości stanowi sposób postrzegania siebie? „Ultimatum…” pozostawia te wątpliwości pod rozwagę widzów, skupiając się na intrydze i zabójczym tempie. Do tego, mamy przyjemność oglądać po raz pierwszy w filmach o Bourne’ie świetnego Davida Straithairna. Razem z Mattem Damonem i Joan Allen udowadnia, że dobre aktorstwo w kinie akcji ma rację bytu. Czytaj naszą recenzję. Piękny i nastrojowy, ale bardzo okrutny (znam przypadki zwiedzionych baśniowością tytułu rodziców pospiesznie ewakuujących swe dzieci z kina w połowie seansu) film o tym, jak fantastyka splata się z realiami wojny domowej w Hiszpanii. Ale czy rzeczywiście się splata? Może wszystkie dziwy to tylko wytwory wyobraźni osamotnionej dziewczynki, której matka wybrała bezpieczeństwo, oddając się w małżeńską władzę sadystycznego oficera. Fabuła znakomicie gra na emocjach widza i trzyma w napięciu do samego końca. Ponadto Del Toro celnie komentuje zjawisko wojny, pokazując, że baśniowy świat tytułowego fauna jest bardziej logiczny w swoim okrucieństwie, niż postępowanie frankistowskich oprawców. Jedyną bronią wobec horroru wojny okazuje się w rezultacie czyste i bezinteresowne poświęcenie. Finał sugeruje jednak, że w rzeczywistości nie ma miejsca na niewinność. Dzięki temu pesymistycznemu komentarzowi na koniec, „Labirynt Fauna” zapada w pamięć na długo. Czytaj naszą recenzję. Film oparty na dość zgranym pomyśle: bohater (tu: rodzina z trojgiem dzieci) posiadający jakieś perfekcyjne umiejętności (tu: supermoce) przestaje z nich korzystać (tu: bo rząd zabronił), ale musi wrócić do akcji, by ratować świat. Brzmi znajomo? Pewnie, że tak – ileż to filmów o emerytowanych rewolwerowcach, odsuniętych od śledztwa policjantach, byłych włamywaczach i weteranach Wietnamu oglądaliśmy? Tytułowi państwo Iniemamocni – w oryginale Incredibles – to rodzinka superherosów rodem z komiksu, w której nawet niemowlak posiada jakąś nadludzką moc. Życie rodzinne przedstawione jest zabawnie i ciepło, doskonale wypadają też nawiązania do scen znanych nam z Bonda i Batmana, zwłaszcza wybieranie nowego kostiumu, połączonego z wykładem, jak niebezpieczna bywa szpanerska pelerynka. Aluzje dotyczą również znanego komiksu zupełnie na poważnie, czyli „Watchmen”, którego ekranizacji podjął się kilka lat później Zack Snyder. Mieszanka humoru, akcji i superbohaterskich nawiązań czyni z „Iniemamocnych” fantastyczną rozrywkę.
Wyszukaj / Kup Kino, za jakie mógłby zabrać się Scorsese, gdyby tylko urodził się w Brazylii. Fabuła znana z tuzina filmów gangsterskich – młodzi gangsterzy zdobywają pole i utrzymują się u władzy tak długo, póki nie przychodzi po nich jeszcze młodsze, jeszcze bardziej brutalne i bezwzględne pokolenie. Ale przeniesienie wszystkiego do świata faveli i postawienie w głównych rolach dzieci robi z filmu coś niesłychanie bolesnego. Do tego strona wizualna doskonale przetwarza wszystko, co mogłoby wydawać się tutaj banalne i znane, we wstrząsający kawałek życia. Doskonałe zdjęcia i niezwykle dynamiczny montaż dodatkowo podkręcają realizm o kilka stopni, czyniąc ten paradokument bardzo, bardzo bolesnym w odbiorze. Czytaj naszą recenzję. „Casino Royale” to z pewnością najlepsze, co mogło przydarzyć się Jamesowi Bondowi w nowym tysiącleciu. Filmy z Brosnanem robiły jeszcze kasę, ale zwiastowały upadek konwencji i brak pomysłu na jej odświeżenie. Ale ktoś poszedł po rozum do głowy i zrobił rewolucję. Nowy Bond zaczyna od zera w naszych czasach, ma wygląd twardziela i maniery… no, niekoniecznie dżentelmena. Twórcy wykonują karkołomne połączenie – z jednej strony robią restart, z drugiej strony odwołują się do prozy Iana Fleminga w stopniu nie praktykowanym od trzech dekad. A na dodatek dają to co najlepszego można dziś osiągnąć w kinie akcji. W efekcie powstaje film z bohaterem z krwi i kości (na tyle, na ile to możliwe w przypadku Bonda), z ciekawym scenariuszem, przeplatanym genialnymi sekwencjami rozwałki i przypieczętowanym całkiem poważnym zakończeniem. Druga część była słabsza, ale Bonda nie pogrążyła. Czemuż, ach czemuż tak długo musimy czekać na kolejną? Czytaj naszą recenzję. Wydawało się, że zekranizowanie „Strażników” Alana Moore’a to mission impossible. Złożoność, wieloznaczność, narracja tego komiksu czynią z niego dzieło wyjątkowe i niekoniecznie filmowe. Tymczasem Zack Snyder poradził sobie doskonale. Nie kombinował, wziął scenariusz jak najwierniej oddający fabułę powieści graficznej Moore’a i dał radę opowiedzieć o tym samym co legendarny twórca komiksowy, dodając od siebie znakomity, świetnie spasowany z filmem soundtrack i wyrazistą przemoc. „Watchmen” stali się ważną pozycją kina komiksowego, tak jak pierwowzór inteligentnie rewidując mit superbohaterski i budując zajmującą i złożoną rzeczywistość alternatywną. W rezultacie powstała jedna z najlepszych ekranizacji komiksu w historii. Czytaj naszą recenzję. Subtelnie opowiedziana historia młodej mężatki i podstarzałego aktora, którzy spotykają się w otoczeniu obcej kultury Tokio, nie bez powodu zyskała uznanie krytyków i zdobyła wiele prestiżowych nagród. Coppolla buduje atmosferę wyobcowania i samotności z niezwykłą dbałością o szczegół i wnikliwością utalentowanego obserwatora. W „Między słowami”, zgodnie z polskim tytułem, ważne jest to, co ma miejsce między bohaterami, gdy można by przypuszczać, że tak naprawdę nic się nie dzieje. Reżyserka próbuje za pomocą oszczędnej narracji i wyciszonego stylu pokazywania bohaterów wniknąć w ich myśli i obnażyć tkwiące w nich zadry. Udaje się to doskonale także dzięki aktorom: Bill Murray jest zdystansowany, skomplikowany i subtelnie zabawny, Scarlett Johansson tworzy swoją postać w oparciu o drobne gesty i półsłówka, po raz pierwszy i ostatni tak intensywnie błyszcząc aktorsko. I oczywiście Tokio. Inny, barwny świat, w którym cudzoziemiec czuje się zagubiony i szukając punktu zaczepienia zaczyna szukać siebie. Na deser Coppolla zaproponowała widzom zabawę interpretacyjną i kazała domyślać się, jakie słowa padły między bohaterami w finalnej scenie filmu. W ten sposób wyszło kino refleksyjne i stonowane. Czytaj naszą recenzję. Przedostatni film Marka Koterskiego, przez wielu uważany za najlepszy, dzięki fenomenalnej kreacji Marka Kondrata (przez innych wielu uważanej za jedną z najlepszych ról tego aktora), to bardzo specyficzny bluzg. Taki, który nie oburza (a jeśli nawet, to niezbyt przesadnie), za to mocno smuci, bo nie jest zrodzony z urojeń i natręctw (chociaż na takowe cierpi główny bohater, który potrafi się z klatki schodowej kilkakrotnie wrócić do mieszkania, bo zapomniał przed wyjściem przez chwilę posiedzieć albo ucałować stópki Jezuska). Koterski pokazuje rzeczywistość dnia codziennego wielu Polaków, wyjaskrawiając ją co i rusz, by jego bohater mógł równie jaskrawo na nią reagować. Monolog Kondrata przy kasie na temat zawodu nauczyciela („Myśleliśmy, żeśmy Boga za nogi złapali, że nas przyjęto do szkoły poetów. Szkoła poetów, dżizus, kurwa, ja pierdolę!”) wszedł już na stałe do języka, obok „skarpetek nowych-bezuciskowych”, „Tak mi się powiedziało, chuj tam z Litwinami!” i „racji najmojszej”. Gorzki, bardzo gorzki obraz Polski i Polaków. Tego, co w nas jest, czego być nie powinno, ale jest tak długo i tak powszechnie, że już tego nie zauważamy. I nawet poeci, ludzie szczególnie czuli, zdają się być wobec tego bezradni, nie umiejąc dobrze tego zdefiniować. Film o tym, że nie ma już wieszczów, bo „oto się im płaci, jakby im ktoś dał w mordę”, a tym, co chcieliby nimi zostać, kompletnie posypał się warsztat. „Pośród ogrodu siedzi ta królewska para…” Precyzyjnie zrealizowane kino akcji, dokładnie na tyle skomplikowane, by mile połechtać inteligencję widza i dokładnie na tyle proste, by przy minimum wysiłku zrozumieć całą fabułę. Poszczególne poziomy snu są wyraźnie oddzielone scenografią, a nawet kolorystyką zdjęć, efekty specjalne utrzymują wysoki poziom (słynna scena walki w nieważkości jest najlepszym przykładem), a zakończenie stało się punktem wyjścia niejednej fanowskiej dyskusji. Nolan jest mistrzem wodzenia widzów za nos, dlatego w rozwarstwionej rzeczywistości „Incepcji” pojawia się wiele tropów prowadzących do różnych interpretacji. Całość wyrasta ponad poziom czystej rozrywki, wchodząc na grząski teren freudowskiej tematyki snu. Ten niezbadany obszar aktywności ludzkiego mózgu staje się w „Incepcji” punktem wyjścia do fantastycznych pomysłów na rozwój akcji i refleksji na temat siły ludzkiego umysłu. Dla jednych tylko zabawa z widzem, dla innych wydźwięk „Incepcji” może wchodzić w obszary bardziej filozoficzne. Czytaj naszą recenzję. |
Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.
więcej »Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.
więcej »Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
50 najlepszych filmów o żywych trupach według czytelników Esensji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wakacyjny leksykon filmów o żywych trupach. Część 2
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Do sedna: Darren Aronofsky. Requiem dla snu
— Marcin Knyszyński
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja
Najlepsze książki dekady – wybór czytelników Esensji
— Esensja
Kolejne 50 książek minionej dekady, które warto znać
— Esensja
50 książek minionej dekady, które warto znać
— Esensja
10 najlepszych zagranicznych gier fabularnych dekady
— Esensja
10 najlepszych gier fabularnych wydanych po polsku
— Esensja
50 najlepszych polskich płyt dekady
— Esensja
Najlepsze gry planszowe dekady – suplement
— Esensja
10 najlepszych gier planszowych dla dzieci
— Esensja
Krótko o filmach: Spotkanie na pustkowiu
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Rewolucja jest jak rower
— Marcin Knyszyński
Krótko o filmach: Bezpieczna przystań na pustyni
— Sebastian Chosiński
Zderzenie wizji i osobowości
— Marcin Mroziuk
Do sedna: Darren Aronofsky „mother!”
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Noe: Wybrany przez Boga
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Czarny łabędź
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Zapaśnik.
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Darren Aronofsky. Źródło
— Marcin Knyszyński
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
Do kina marsz: Marzec 2020
— Esensja
Do kina marsz: Luty 2020
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
Do kina marsz: Styczeń 2020
— Esensja
Do kina marsz: Grudzień 2019
— Esensja
Do kina marsz: Listopad 2019
— Esensja
Do kina marsz: Październik 2019
— Esensja
Do kina marsz: Wrzesień 2019
— Esensja
Do kina marsz: Sierpień 2019
— Esensja
Nawet nie będę komentował tego pseudo zestawienia.