Porażki i sukcesy 2016, czyli filmowe podsumowanie rokuPiotr Dobry, Gabriel Krawczyk, Jarosław Robak, Konrad Wągrowski, Kamil WitekPorażki i sukcesy 2016, czyli filmowe podsumowanie rokuKonrad Wągrowski: No tak, masz mnie, w końcu „Mad Max: Fury Road” też może być postrzegany jako odgrzewany kotlet, a jednak był niekwestionowanym powiewem świeżości w kinie akcji. Problem z kontynuacjami i remake’ami jest chyba taki, że są po prostu bardzo bezpieczne, wykorzystujące wciąż utarte schematy, dostarczające to, czego można się dokładnie spodziewać po wcześniejszych filmach. Z kolei z „Wojną bohaterów” mam taki problem, że zupełnie nie zadziałała na mnie główna warstwa tego filmu. To miało być – jak sądzę – wprowadzenie poważniejszych tematów, odpowiedzialności superbohaterów za swe czyny, zasad ich funkcjonowania w społeczności, etc. No i po wprowadzeniu takiego niby realizmu… zupełnie przestałem wierzyć w ten świat. Uderzyła mnie jego sztuczność i prymitywizm kreacji. No i z całego filmu o wyborach i decyzjach w końcu najbardziej podobała mi się naparzanka na lotnisku.
Wyszukaj / Kup Konrad Wągrowski: „Batman v Superman” miał potencjał, miał kilka niezłych momentów (samotny Superman po wybuchu w sali sądowej), ale ostatecznie rozmył się w galerii nieudanych pomysłów, z fatalnym finałem, niepotrzebną i źle zrobioną postacią Doomsdaya. Natomiast i tak broni się w porównaniu z „Legionem samobójców”, który miał być przełomem w kinie superbohaterskim, a był jakąś rozpaczliwą, chaotyczną niedoróbką. Piotr Dobry: Widzisz, mnie jednak „BvS” rozczarował dużo bardziej, bo on był tu głównym daniem, a „Legion…” tylko przystawką. Konrad Wągrowski: A co do Marvela, to będę się upierał, że jest zadyszka. Za dużo filmów na rok, to się musi przejeść.
Wyszukaj / Kup Konrad Wągrowski: Pewnie byliśmy nad „Iron Manem” z zachwytu nie piali, gdyby był siedemnastym z kolei. Ja się obawiam, że w pogoni za zyskiem Marvel zarżnie swoją złotą kurę. To tak jak w kasynach – tam się pilnuje, by goście nie tracili za dużo pieniędzy, bo potem nie wrócą. Ja w każdym razie mam przesyt i mam nadzieję, że przynajmniej nowi „Strażnicy Galaktyki” mnie z niego wyleczą. A co do „Gwiezdnych wojen” to na razie jednak mówimy tylko o jednym filmie rocznie, więc na utyskiwanie trzeba będzie trochę poczekać… Choć przyznam, że spin-off Hana Solo trochę mnie niepokoi… Piotr Dobry: Woody Harrelson jako mentor, Donald Glover jako młody Lando – to nie może się nie udać. A co do MCU, mam to szczęście, że przesyt dopadł mnie w okolicach drugiego „Thora” i trzeciego „Iron Mana” – zasypiałem na tych filmach. Chwilę później jednak pojawili się „Strażnicy Galaktyki”, komediowo-familijny „Ant-Man”, czerpiący z blaxploitation „Luke Cage”, wreszcie „Doktor Strange” o współczesnym czarodzieju w pelerynie – i jednak te ukłony w stronę innych gatunków i estetyk (przy jednoczesnym zachowaniu konwencji superbohaterskiej), całe to zróżnicowanie sprawiło, że sympatia odżyła. Kamil Witek: Czy to przeoczenie czy umyślnie nie wymieniłeś tu „Daredevila”? Chyba najbardziej złożoną i skierowaną na ciemna stronę postać w serialowej części MCU. Klasycznego „vigilante” z misją, problemami podwójnej tożsamości i… słabością do porządnego obrywania. Czy tylko ja żałuję, że nie ma szans na wcielenie go do kinowego uniwersum? Piotr Dobry: To nie przeoczenie – po prostu z założenia nie rozmawiamy tu o serialach, więc już wymieniając samego „Luke’a Cage’a”, nieco nagiąłem niepisane zasady, nie chciałem mocniej przeginać. Ale chyba nikt się nie obrazi, więc tak, nie da się ukryć, że telewizyjny odłam MCU dość niespodziewanie przewyższył atrakcyjnością uniwersum kinowe (kto mógł to przewidzieć po „Agentach T.A.R.C.Z.Y."?). Na „Avengers: Infinity War” czekam w zasadzie tylko dlatego, że mają się tam pojawić Strażnicy Galaktyki. Ale i tak na „Defenders” czekam bardziej. Konrad Wągrowski: No dobra, zostawmy tych superosów, bo gdzieś indziej chyba dzieje się jeszcze gorzej. Latem po prostu nie było ani jednego hitu, który by się udał, a wielu nie dało się oglądać. W innych miesiącach niewiele lepiej. Na naszej liście filmów najgorszych z wysokobudżetowych produkcji mamy „Dzień niepodległości”, „Bogowie Egiptu”, „Ben-Hur”, „Na fali”, a przecież i żeńskie „Ghostbusters” i „Jason Bourne” naszych zachwytów nie wzbudzały (choć ja Bourne’a obejrzałem przynajmniej bez przykrości). Na naszej liście spośród wysokobudżetowych produkcji czysto rozrywkowych najwyżej „Łotr 1” na miejscu 19, poza tym „Kapitan Ameryka” i „Doktor Strange” pod koniec listy. A przecież mieliśmy tradycję nagradzania takich filmów głównymi lokatami w naszych rankingach. Chyba więc coś jest nie tak. Mam wrażenie, że renesans gatunku nastąpił kilkanaście lat temu, gdy przenieśli się do niego ambitni reżyserzy kina niezależnego: Liman, Jackson, Raimi, Greengrass. Teraz wszystko oddaje się w ręce znużonych rzemieślników. Piotr Dobry: Twórcy, których wymieniasz, mieli ten przywilej, że inicjowali franczyzy, które są obecnie na poziomie piątych czy ósmych odcinków. Model biznesowy obowiązujący w niszy slasherów i tanich akcyjniaków przeniósł się do głównego nurtu. To oczywiście nie ma prawa się nie przejeść, kogo byś nie postawił za i przed kamerą – a haczyk tkwi w tym, że mało który reżyser „z nazwiskiem” weźmie się za realizację, dajmy na to, siódmej części cyklu. Chyba że są to „Gwiezdne wojny”. Albo „Creed”, jak by nie patrzeć – siódmy „Rocky”, powierzony jednak ambitnemu facetowi, który chwilę wcześniej podbił Sundance. I tu mamy gładkie przejście do kolejnego aspektu – przez ostatnią dekadę świat bardzo się zmienił, na co musiało też zareagować, choć nie bez oporów, Hollywood. Silnie zaznaczyła się emancypacja marginalizowanych dotąd grup społecznych. Pojawiły się rebooty „rasowe” i „genderowe”, której to idei gorąco przyklaskuję, tyle że jak na razie można odnieść wrażenie, że pomysły równościowej „nowej fali” kończą się przeważnie na etapie „a może by tak bohaterami uczynić teraz kobiety?”, „a może by tak czarny Johnny Storm?”. W efekcie my dostajemy słabe filmy, gdzie inspirujący jest jedynie zarys wyjściowy, a przeciwnicy „poprawności politycznej” dostają kolejny oręż. Kamil Witek: Nie wiem do końca o jakich mainstreamowych franczyzach mówisz, szczególnie przy ósmym odcinku, bo żaden z wymienionych nie dołożył się ani do „Pottera” ani tym bardziej „Szybkich i wściekłych”… Coś pomijam? Poza tym jak w tej teorii odnajdują się i Marc Forster i przede wszystkim Sam Mendes, którzy zrobili trzy ostatnie Bondy, od których „reżyserzy z nazwiskiem” do tej pory stronili. Wspomniana przez Ciebie emancypacja marginalizowanych grup faktycznie jest zauważalna, imponuje mi coraz większa konsekwencja i odwaga w dochodzeniu do głosu kobiet w miejscach do tej pory wypełnionych męskimi bohaterami – s-f, Marvelach, animacjach. Jednocześnie niekoniecznie na siłę trzeba wciskać wszędzie przedstawicieli każdej narodowości, kiedy niczemu to nie służy. Dlatego czarnoskórego szturmowca jak najbardziej kupuję, ale już na latynoskiego Spider-mana w wersji Milesa Moralesa trochę już kręciłbym nosem… Jak najbardziej zgadzam się z inicjatywą #oscarssowhite, ale zawsze pod warunkiem, że wspomniana przez Ciebie równość i różnorodność będzie miała solidne artystyczne i jakościowe podstawy. Niezmiernie ciekawi mnie zatem co uznałbyś za krok, który zaspokoiłby Twoją potrzebę pełnej równości i politycznej poprawności? |
A propos Deppa to gdzieś czytałem info, że przyznawał się do indiańskich korzeni:-)
Mnie też Keanu nie do końca przypasował (on jeszcze kiedyś zdaje się Buddę grał, co już kompletnie mi nie pasuje, zważywszy na większość wizerunków Buddy, jakie widziałam), choć filmu tylko fragmenty widziałam.
Ale on akurat ma bardzo różnorodne korzenie: wiki podaje że jego ojciec był pół-Chińczykiem pół-Hawajczykiem. Więc i urody nie ma typowo "białej". Mnie się sewgo czasu (tj, jak ja i on byliśmy młodsi, a zwłaszcza tuż po premierze "Matrixa", Keanu bardzo podobał... ech, wspomnienia ;P)
W sumie z azjatyckich aktorów, którzy grywali w wysokobudżetowych filmach amerykańskich kojarzę tylko Jeta Li.
A tak przy okazji - czy ktoś z Was zna jakiś film o Jezusie, w którym aktor grający go miałby wyraźnie semickie rysy i czarne kręcone włosy. Bo ja, przyznam szczerze, nie kojarzę. A szkoda.
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja
Krótko o filmach: Cloverfield Lane 10 (DVD)
— Jarosław Loretz
Prezenty świąteczne 2017: Film
— Esensja
Esensja ogląda: Listopad 2017 (2)
— Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk
10 największych rozczarowań muzycznych 2016 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
10 najlepszych książek 2016 r.
— Esensja
10 najlepszych komiksów 2016 roku
— Esensja
50 najlepszych płyt 2016 roku
— Esensja
Najgorsze filmy 2016 roku
— Esensja
50 najlepszych filmów 2016 roku
— Esensja
Książki Roku 2016 – nominacje
— Esensja
Najlepsze komiksy 2016 roku
— Esensja
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Stawka większa niż qilin
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Niedoczarowana
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Siła pustyni dla początkujących
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Krótko o filmach: Zabawa z żywymi trupami
— Marcin Mroziuk
Szalone lata 60.
— Piotr Nyga
Koniec podróży
— Kamil Witek
Żmije
— Jarosław Robak
Postacie z gier w pogoni za szczęściem
— Konrad Wągrowski
Niuchacz, czarownica i stary Kredens
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Co nam w kinie gra: Perfect Days
— Kamil Witek
Co nam w kinie gra: Czasem myślę o umieraniu
— Kamil Witek
14. American Film Festival: Czasem myślę o umieraniu
— Kamil Witek
Co nam w kinie gra: Poprzednie życie
— Kamil Witek
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek
Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
O, wiem co mnie ubodło bardziej niż biały faraon i spaliło mi film - Keanu Reevs w roli samuraja. Nie pamiętam tytułu.