Amerykański w formie, radziecki – nie, nie rosyjski, ale właśnie radziecki – w treści! Tak w skrócie można określić najnowszy obraz Aleksieja Fieoktistowa. „Francuski szpieg” to historia żołnierza Armii Radzieckiej, który w czasie gdy Kraj Rad chylił się ku upadkowi w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności przeszedł na drugą stronę. Słowem – zdradził. Ale czy na pewno?…
East Side Story: Ku pokrzepieniu serc rosyjskich
[Aleksiej Fieoktistow „Francuski szpieg” - recenzja]
Amerykański w formie, radziecki – nie, nie rosyjski, ale właśnie radziecki – w treści! Tak w skrócie można określić najnowszy obraz Aleksieja Fieoktistowa. „Francuski szpieg” to historia żołnierza Armii Radzieckiej, który w czasie gdy Kraj Rad chylił się ku upadkowi w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności przeszedł na drugą stronę. Słowem – zdradził. Ale czy na pewno?…
Aleksiej Fieoktistow
‹Francuski szpieg›
EKSTRAKT: | 40% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Francuski szpieg |
Tytuł oryginalny | Французский шпион |
Reżyseria | Aleksiej Fieoktistow |
Zdjęcia | Jasia Skrynnikowa |
Scenariusz | Boris Miłowzorow |
Obsada | Oskar Kuczera, Dmitrij Suponin, Jewgienij Riedko, Anna Czurina, Siergiej Stiopin, Giennadij Siemionow, Daniła Jakuszew, Faridunszo Rachmatułłojew, Beso Gatajew, Walerij Nowikow, Siergiej Batrak |
Muzyka | Walerij Carkow |
Rok produkcji | 2014 |
Kraj produkcji | Rosja |
Czas trwania | 95 min |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Aleksiej Fieoktistow należy do tych twórców, którzy prawdopodobnie nigdy nie nakręcą filmu kinowego. I pewnie nigdy nie będzie z tego powodu szczególnie cierpiał. Bo na brak pracy i tak narzekać nie będzie. W Rosji jest bowiem tak wielkie zapotrzebowanie na produkcje telewizyjne, że nawet najmniej zdolni absolwenci wydziałów reżyserii szkół teatralnych i filmowych mają ręce pełne roboty. Fieoktistowa poznaliśmy już przed niespełna rokiem przy okazji omawiania jego poprzedniego obrazu – sensacyjnego „
Zegarmistrza” (2012), który był dziełem tak złym, że można by w ciemno postawić, iż kolejne prezentować będzie poziom przynajmniej odrobinę wyższy. I tak też się stało. „Francuski szpieg”, choć nadal lokuje się poniżej średniej telewizyjnej, to jednak wypada znacznie ciekawiej od poprzednika. Jako pierwszy film zaprezentował – w marcu tego roku – kanał łotewski TV5, w Rosji przed kilkoma dniami – stacja „Zwiezda”. Kto nie widział, za parę dni będzie mógł nabyć go na DVD, choć naprawdę trudno uwierzyć w to, aby ktoś chciał mieć w swojej kolekcji na stałe podobny produkt.
Akcja filmu rozgrywa się w ciągu ponad dwóch dekad. Rozpoczyna się jeszcze w czasach schyłkowego Związku Radzieckiego, kończy natomiast – w grudniu 2012 roku, w okresie najliczniejszych i chyba najgroźniejszych dla władzy antyputinowskich demonstracji, jakie odbywały się przede wszystkim w Moskwie. Wplecenie ich – w postaci zdjęć archiwalnych – uznać można za sprytną propagandową zagrywkę, ponieważ tym samym związane z nimi zagrożenia przyrównane zostały do największego, oczywiście zdaniem prezydenta Putina, nieszczęścia XX wieku, jakim miał być rozpad ZSRR. Takich wtrętów jest zresztą we „Francuskim szpiegu” znacznie więcej. I wszystkie – co do tego wątpliwości raczej mieć nie można – mają jeden cel: gloryfikowanie obecnej, zapewniającej stabilność i dobrobyt ekipy rządzącej. Ale wróćmy do punktu wyjścia. Jest rok 1989; wojska radzieckie w Czechosłowacji otrzymują rozkaz o wycofaniu z terytorium tego państwa i powrocie do kraju. Jedni się cieszą, inni zaś martwią, świadomi tego, że wrócą do starej biedy i beznadziei. Żeby więc osłodzić żołnierzom smutek, dowódca daje im jeszcze dwa dni na zamknięcie interesów i dobrą zabawę.
Tego samego dnia wieczorem lejtnant Andriej Władimirowicz Kanajew idzie do pubu, aby ze swoim miejscowym przyjacielem Markiem wypić być może ostatnie w swoim życiu czeskie piwo. Po wyjściu z knajpy dzielny krasnoarmiejec (mimo że nie w mundurze), widząc jak dwóch oprychów zaczepia na ulicy samotną kobietę, rzuca się jej na pomoc. A że jest świetnie wyszkolony w walce wręcz, szybko ich poskramia; jednego to nawet do tego stopnia, że rozbija mu głowę o ścianę domu. Na amen! Andriej jest w szoku, ale zimną krew zachowuje Marek, który najpierw zabiera go do swego mieszkania, następnie poi koniakiem (sic! w Czechosłowacji! w 1989 roku!), wreszcie proponuje, by zamiast wracać do swoich, co mogłoby grozić aresztowaniem i piętnastoletnią odsiadką, uciekł na Zachód. W ciągu godziny załatwia nawet kierowcę, który gotowy jest przemycić go przez trzy granice – do Francji. Oczywiście bez żadnych lewych dokumentów. Jakby w czasach komunistycznych nie było nic prostszego, niż nielegalne przekroczenie granicy obcego państwa! W każdym razie chwilę później Kanajew jest już w Paryżu, gdzie też nie musi wcale włóczyć się jak bezdomny po ulicach, ponieważ dostał od swego czeskiego przyjaciela odpowiedni namiar.
Ten namiar to piękna Tania, a raczej Sofie (bo tak każe mówić na siebie klientom), która – podobnie jak Andriej – jest uciekinierką z „Sojuza”. Natychmiast bierze pod swe opiekuńcze skrzydła upadłego rodaka i – oprócz dachu nad głową i pieniędzy (a może czegoś jeszcze, tego nie wiadomo) – daje mu dobrą radę: Wstąp, chłopie, do Legii Cudzoziemskiej. Tam przecież czekają na takich jak ty. Kanajew zwłaszcza się więc do punktu werbunkowego i przechodzi intensywne szkolenie. Stara się, jak tylko może, daje z siebie wszystko, a nawet więcej. Wyobraźcie więc sobie, jak wielkie czeka go rozczarowanie gdy tajemniczy Daniel informuje go, że jego kandydatura nie została zaakceptowana. Co teraz? Deportacja! Albo… praca dla wywiadu francuskiego. Andriej nie ma wyboru i wyraża zgodę. Jakież jednak czeka go zaskoczenie, gdy dowiaduje się, że służyć ma w swojej ojczyźnie. Dostaje pieniądze i zostaje wysłany do Moskwy – oficjalnie jako biznesmen, szef francusko-rosyjskiej firmy handlowej. Marny jednak jest ten wywiad francuski, skoro wysyłają go pod prawdziwym nazwiskiem. Czyżby byli przekonani, że po trzech latach nikt już nie będzie szukał dezertera Kanajewa? Że do odpowiednich władz nie dotrze informacja o jego powrocie do Rosji?
To nie jedyny absurd, z którym mamy do czynienia w tym filmie. Pozostałe nikną jednak przykryte kocem propagandy. Mijają kolejne lata, interes Andrieja się kręci, a wokół zmienia się Rosja. Przy okazji zmieniają się również portrety przywódców w gabinecie generała służb bezpieczeństwa w osławionej Łubiance. I to właśnie jest najciekawsze. Lata 90., a więc okres rządów
Borisa Jelcyna, przedstawione są jako czas totalnego bezprawia i bezhołowia, powszechnej biedy i szerzącego się bandytyzmu; zmienia się to dopiero, kiedy na stołku prezydenckim zasiada Władimir Putin. Owszem, prawdą jest, że nowa administracja nieco ukróciła przestępczość pospolitą, ale w obrazie Fieoktistowa nie ma ani słowa na temat, jakimi uczyniono to metodami. W XXI wieku Rosja stopniowo zamienia się w kraj, z którego każdy obywatel ma prawo być dumny, a jedynymi bruździcielami się teraz mieszkańcy północnego Kaukazu, słowem – obcy. Na tle zmieniającej się rzeczywistości wciąż oglądamy Andrieja i jego wywiadowcze wyczyny, których de facto… brak. Każe nam się w nie wierzyć, ale na ekranie praktycznie ich nie widzimy. Sensu w tym za wiele nie ma, ale z drugiej strony bezsensowny był już sam powrót Kanajewa do ojczyzny pod prawdziwym nazwiskiem. Chyba że… I właśnie pod tym „chyba” jest pies pogrzebany.
„Francuskiego szpiega” skrojono z bardzo wyrazistych kalek, żywcem przeniesionych z filmów szpiegowskich okresu socrealizmu. Nie ma tu bowiem miejsca na żadne szarości, są proste podziały na czarne i białe, dobre i złe. Oficer wywiadu francuskiego werbujący Andrieja jest tak karykaturalny, że nawet nie wzbudza uśmiechu. Mówi z jakąś dziwną manierą, jakby każdym słowem zdradzał prawdę objawioną; na podorędziu zawsze ma pliki banknotów – franków albo dolarów. Na dodatek, aby przekonać Rosjanina, wciska mu taki kit, że nawet totalny idiota nie dałby się nabrać. A raczej należy wątpić, aby jakikolwiek kraj rekrutował na szpiegów osoby o ilorazie inteligencji niższym od Forresta Gumpa. Cały scenariusz szyty jest tak grubymi nićmi, że zakończenie chyba nikogo szczególnie nie zaskoczy. Kuriozum to wyszło spod ręki Borisa Miłowzorowa, który jest stałym współpracownikiem Aleksieja Fieoktistowa; razem pracowali wcześniej już przy trzech telewizyjnych produkcjach: „Ryś” (2010), „Nie kradnij!” (2011) oraz „Przyjaźń specjalnego znaczenia” (2012). I żadnej z nich nie sposób zaliczyć do udanych.
W postać tytułową wcielił się czterdziestoletni moskwianin Oskar Kuczera, syn reżysera Aleksandra Bogoliubowa, który aby nie być posądzonym o to, że robi karierę na plecach ojca, postanowił przyjąć nazwisko panieńskie matki. Zadebiutował jako jedenastolatek w dramacie wojennym ojca „Bataliony proszę o ogień” (1985). W 1996 roku został absolwentem stołecznego Państwowego Instytutu Sztuk Teatralnych (GITIS), by następnie zagrać kilkadziesiąt ról w filmach i serialach telewizyjnych (w tym w kilku sezonach „Żołnierzy” oraz „Ulic rozbitych fontann”). Tanię zagrała dobrze w Rosji znana Anna Czurina („
KostiaNika”, „
Boris Godunow”, „
Wij”), Daniela – Jewgienij Riedko „
Pietia w drodze do Królestwa Niebieskiego”), a tropiącego Kanajewa pułkownika FSB Aleksieja Stwołowa – Dmitrij Suponin („
Zegarmistrz”). W rolach drugoplanowych znalazło się miejsce dla kilku innych rozpoznawalnych aktorów, w tym między innymi Siergieja Stiopina („
Proste sprawy”, „
Pułapka na zabójcę”, „
Purpurowy śnieg”), który wcielił się w pułkownika Krasawina, dowódcę oddziału Armii Radzieckiej w Czechosłowacji, Osetyńca Beso Gatajewa („
W grze”), który podarował swą twarz kaukaskiemu handlarzowi bronią Ałanowi, wreszcie Tadżyka Farinduszo Rachmatułłojewa („
Nowa Ziemia”, „
Spokojna strażnica”), któremu nałożono „kostium” bandyty wymuszającego haracze. Warto dodać jeszcze, że za zdjęcia odpowiada debiutująca w pełnym metrażu młoda Jasia Skrynnikowa, natomiast za ścieżkę dźwiękową – jeden z etatowych dostarczycieli soundtracków dla produkcji telewizyjnych, Walerij Carkow („
Południowe noce”). Nie trzeba chyba dodawać, że ani jedno, ani drugie nie zachwyca. Za co więc tak wysoka ocena? Głównie za sentyment do prostoty kina socrealistycznego.