Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych płyt 2016 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

50 najlepszych płyt 2016 roku

WASZ EKSTRAKT:
60,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jacek Walewski
Anthrax od zawsze uchodził za „tą czwartą kapelę z Big 4 thrash metalu”. Wiadomo, sukcesu komercyjnego Metalliki Panowie z Wąglika nie osiągnęli nigdy, do ekstremy Slayera również im daleko, zaś na poplątanych riffach Megadeth też zapewne gitarzyści zespołu połamaliby sobie palce. Nie zmienia to jednak faktu, że grupa od kilku lat z uporem maniaka serwuje nam na swoich płytach thrash środka zainfekowany klasycznym heavy. Dla fanów gatunku jazda obowiązkowa i niech tak pozostanie!
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Julia Marcell staje się brakującym ogniwem rodzimej damskiej sceny muzycznej. Jej twórczość postawiłbym po środku drogi między enigmatycznością Meli Koteluk a dosłownością Marii Peszek. Może nie jest to granie specjalnie oryginalne (wyczuwalne są wpływy chociażby Patrycji Kosiarkiewicz), ale bardzo melodyjne i okraszone niebanalnymi, działającymi na wyobraźnię tekstami. Ja w każdym razie bez problemu potrafię zwizualizować sobie scenę z „Andrew”, kiedy Julia przedstawia się jako „jedną z tych dziewczyn, którym zawsze zimno” i „sypiają w swetrach”, a „w lipcu siedzą pod kocem”.
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jacek Walewski
Tides From Nebula to przykład młodego zespołu, który swój sukces osiągnął dzięki naprawdę ciężkiej pracy. Sam organizowałem ich pierwszy koncert w Bielsku-Białej i pamiętam na jakich warunkach potrafili zagrać naprawdę dobrą sztukę. Debiutancka „Aura” do dziś pozostaje ich najlepszą płytą. Potem starali się rozwijać w wąskiej stylistyce post rocka. Z różnym efektem, bo choćby album nagrany ze Zbigniewem Preisnerem zdecydowanie nie zabrzmiał dobrze. Potem było lepiej, ale nadal nie wyśmienicie. „Safeheaven” kwartet wraca do stylu z czasów debiutu i robi to naprawdę bardzo dobrze. Jak widać nie każdemu podróż poza strefę komfortu wychodzi na zdrowie. Choć przy poprzednich płytach można było się nudzić, tym razem polecamy z czystym sumieniem.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
Im bliżej końca, tym „Русские песни. Послесловие” prezentują się lepiej. „Нет имени” z grającą na gusli i wspomagającą Ema Kalinina wokalnie Olgą Głazową to prawdziwy majstersztyk, zahaczający o dokonania takich artystów spod znaku darkwave’u (i world music), jak Dead Can Dance, niemieckie Helium Vola czy rosyjski Otto Dix. Nie mniej „sierce szczipatielnaja” jest zaśpiewana przez Maszę Sheridan klimatyczna „Речка”, której wartością dodaną są z jednej strony dialog gitary akustycznej z gusli, z drugiej – frenetyczne damsko-męskie wokalizy Ema i Maszy. Album wieńczy równie przejmująca i zapadająca w pamięć „Мечта”, w której po długim wstępie Saszy Oma na gitarze akustycznej odzywa się Kalinin. W taki sposób śpiewa po raz pierwszy – z iście rockową (czy nawet postrockową) swadą; wtóruje mu zaś patetycznie brzmiący puzon. Wszystko to sprawia, że finał płyty dosłownie przyprawia o ciarki na plecach. Od początku kariery Аффинаж konsekwentnie wykonuje muzykę niszową, trudno więc oczekiwać, że nagle przebije się na szczyty list przebojów. Ale to wcale nie zwalnia z obowiązku poznania ich twórczości!
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
„She Sleeps, She Sleeps” rozpatrywać należy jako concept-album. Świadczy o tym kilka elementów. Oczywiście najistotniejszym jest sama muzyka – klimatycznie bardzo zwarta, jednorodna stylistycznie, z powtarzającymi się motywami. Do tego dochodzą jeszcze tytuły, którymi – jak się wydaje – Mats Gustafsson, Johan Berthling i Andreas Werliin postanowili opisać różne stany emocjonalne kobiety. Jeśli tak było w rzeczywistości, to biorąc pod uwagę płynące z głośników dźwięki, należałoby współczuć pani, która skłoniła szwedzkich artystów do podobnych przemyśleń. Dlaczego? Albowiem muzyka Fire! jest mroczna jak pozbawiona gwiazd noc, na dodatek spędzona pośrodku gęstego, złowrogiego lasu.
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
Najnowsza płyta formacji New Keepers of the Water Towers „Infernal Machine” to prawdziwy muzyczny tygiel, w którym aż kipi od emocji. Szwedzi sięgają po elementy stoner rocka, doom metalu, post-rocka i progresu, a wszystko to przyprawiają nutami nostalgii i mroku. W efekcie mamy do czynienia z albumem, który po czterdziestu kilku minutach pozostawia słuchacza z rozedrganym sercem i niepewnego o przyszłość.
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
Pod czujnym okiem doskonale sobie znanego amerykańskiego producenta Steve’a Albiniego Japończycy z myślą o albumie zarejestrowali pięć kompozycji; złożyło się to na album trwający niemal dokładnie czterdzieści sześć minut. Niewiele jak na możliwości grup postrockowych, ale absolutnie wystarczająco, aby zauroczyć i zaostrzyć apetyt na więcej. Kto słyszał choć jedną z wcześniejszych produkcji tokijczyków, ten niczym specjalnym zaskoczony nie będzie. Mono pozostaje wierne drodze, jaką obrało na początku kariery; niechętnie wprowadza nowe elementy (wyjątkiem była trasa z orkiestrą), a jeśli już, to i tak głównie po to, aby podkreślić słuszność dokonanego siedemnaście lat temu wyboru.
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
„Awo” to jeden z tych albumów, które mogłyby (a nawet powinny) ukazać się pod szyldem Tzadik Records Johna Zorna. I pewnie tak by się stało, gdyby uKanDanZ (wymowa nie wydaje Wam się znajoma?) prezentowało mariaż jazz-rocka z muzyką klezmerską. W tym przypadku jest jednak inaczej. Wokalista grupy, Asnake G(u)ebreyes (stosowane są różne formy zapisu jego nazwiska), pochodzi bowiem z Etiopii i jest potomkiem czarnoskórych chrześcijan. Sesja nagraniowa trwała długo, bo aż sześć miesięcy. Za jej edycję kompaktową odpowiada paryska wytwórnia Buda Musique, za winylową – dwie firmy z Lyonu: Dur et Doux oraz Bigoû Records. Obie wersje zawierają ten sam materiał – w sumie osiem kompozycji (trzy ostatnie połączone są w jedno), które trwają niemal dokładnie czterdzieści cztery minuty. Wystarczająco, aby nacieszyć się tą niezwykłą muzyką, nie odczuwając przy tym znużenia.
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ci, którzy oczekiwali od tej płyty tradycyjnych dźwięków kojarzonych z twórczością Riverside, mogli poczuć się skonfundowani. Ale nie wierni fani, którzy zaopatrzyli się w rozszerzone wersje albumów „Shrine of New Generation Slaves” i „Love, Fear and the Time Machine”. Otrzymujemy tu bowiem materiał (poszerzony o starsze rzeczy i całkiem premierowe) z ambientowych, bonusowych płyt dołączonych do tych krążków zatytułowanych „Night Session” i „Day Session”. Jest to niewątpliwie odważny krok, świadczący o tym, że ekipa Mariusza Dudu wciąż poszukuje i nie osiadła na laurach. Rzecz posiada także wymiar sentymentalny, ponieważ znajdziemy tu ostatnie nagrania zmarłego przedwcześnie gitarzysty grupy Piotra Grudzińskiego.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
Dużo tu psychodelicznej transowości i niemal doommetalowego, spowolnionego do granic wytrzymałości rytmu. Bogate jest także – przynajmniej momentami – brzmienie; programowy minimalizm (kłania się doświadczenie Majkowskiego zdobyte podczas współpracy z Konzert Minimal) zostaje przełamany pełnymi niepokoju dźwiękami harmonijki ustnej (jeśli to akurat ona) oraz perfekcyjnie wpisującymi się w jednostajny lejtmotyw alarmistycznymi tonami. „Elite Feline” wypełniają kompozycje, które na koncertach mogą stać się podstawą do mocno rozbudowanych improwizacji. Może więc jednak grupa wcale nie tak daleko uciekła od jazzu…
Cała recenzja tutaj.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

20 I 2017   11:31:50

Brawo. Wybór nie mógł być inny.

20 I 2017   14:25:58

Rammstein i Limp Bizkit najwięksi? Chyba w okolicznym gimnazjum. W 2001 roku :D

20 I 2017   20:00:44

Ech jak zwykle monotematyczni. Moglibyście się otworzyć na trochę inną muzykę.

21 I 2017   13:40:49

@Cez
Na jaką? Techno, dance, disco-polo?

21 I 2017   15:12:21

Tak tylko podpowiem, że do Esensji można PRZYSYŁAĆ artykuły. Jeżeli będą spełniały ogólne standardy publikowalności, to trafią na łamy.

10 II 2017   10:36:33

hmmm, a ja lubię to zestawienie. Pokazuje mi nieznane utwory i zespoły, które grają muzykę. Taką muzykę muzykę.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Dwutakt: Usuwamy najsłabsze utwory z albumów Metalliki
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski

Nie przegap: Grudzień 2016
— Esensja

Po płytę marsz: Boże Narodzenie 2016
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tu miejsce na labirynt…: Most nad Sundem
— Sebastian Chosiński

Dwutakt: Metalliki trzeba po prostu słuchać
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski

Tu miejsce na labirynt…: Od świtu do zmierzchu
— Sebastian Chosiński

Nie przegap: Listopad 2016
— Esensja

Gdyby Marillion grało gotyk…
— Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Wróżka, czarownica i latający dywan
— Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Katharsis w Piekle
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.