50 najlepszych płyt 2016 rokuEsensja50 najlepszych płyt 2016 rokuJacek Walewski Anthrax od zawsze uchodził za „tą czwartą kapelę z Big 4 thrash metalu”. Wiadomo, sukcesu komercyjnego Metalliki Panowie z Wąglika nie osiągnęli nigdy, do ekstremy Slayera również im daleko, zaś na poplątanych riffach Megadeth też zapewne gitarzyści zespołu połamaliby sobie palce. Nie zmienia to jednak faktu, że grupa od kilku lat z uporem maniaka serwuje nam na swoich płytach thrash środka zainfekowany klasycznym heavy. Dla fanów gatunku jazda obowiązkowa i niech tak pozostanie! Piotr ‘Pi’ Gołębiewski Julia Marcell staje się brakującym ogniwem rodzimej damskiej sceny muzycznej. Jej twórczość postawiłbym po środku drogi między enigmatycznością Meli Koteluk a dosłownością Marii Peszek. Może nie jest to granie specjalnie oryginalne (wyczuwalne są wpływy chociażby Patrycji Kosiarkiewicz), ale bardzo melodyjne i okraszone niebanalnymi, działającymi na wyobraźnię tekstami. Ja w każdym razie bez problemu potrafię zwizualizować sobie scenę z „Andrew”, kiedy Julia przedstawia się jako „jedną z tych dziewczyn, którym zawsze zimno” i „sypiają w swetrach”, a „w lipcu siedzą pod kocem”. Cała recenzja tutaj. Jacek Walewski Tides From Nebula to przykład młodego zespołu, który swój sukces osiągnął dzięki naprawdę ciężkiej pracy. Sam organizowałem ich pierwszy koncert w Bielsku-Białej i pamiętam na jakich warunkach potrafili zagrać naprawdę dobrą sztukę. Debiutancka „Aura” do dziś pozostaje ich najlepszą płytą. Potem starali się rozwijać w wąskiej stylistyce post rocka. Z różnym efektem, bo choćby album nagrany ze Zbigniewem Preisnerem zdecydowanie nie zabrzmiał dobrze. Potem było lepiej, ale nadal nie wyśmienicie. „Safeheaven” kwartet wraca do stylu z czasów debiutu i robi to naprawdę bardzo dobrze. Jak widać nie każdemu podróż poza strefę komfortu wychodzi na zdrowie. Choć przy poprzednich płytach można było się nudzić, tym razem polecamy z czystym sumieniem. Sebastian Chosiński Im bliżej końca, tym „Русские песни. Послесловие” prezentują się lepiej. „Нет имени” z grającą na gusli i wspomagającą Ema Kalinina wokalnie Olgą Głazową to prawdziwy majstersztyk, zahaczający o dokonania takich artystów spod znaku darkwave’u (i world music), jak Dead Can Dance, niemieckie Helium Vola czy rosyjski Otto Dix. Nie mniej „sierce szczipatielnaja” jest zaśpiewana przez Maszę Sheridan klimatyczna „Речка”, której wartością dodaną są z jednej strony dialog gitary akustycznej z gusli, z drugiej – frenetyczne damsko-męskie wokalizy Ema i Maszy. Album wieńczy równie przejmująca i zapadająca w pamięć „Мечта”, w której po długim wstępie Saszy Oma na gitarze akustycznej odzywa się Kalinin. W taki sposób śpiewa po raz pierwszy – z iście rockową (czy nawet postrockową) swadą; wtóruje mu zaś patetycznie brzmiący puzon. Wszystko to sprawia, że finał płyty dosłownie przyprawia o ciarki na plecach. Od początku kariery Аффинаж konsekwentnie wykonuje muzykę niszową, trudno więc oczekiwać, że nagle przebije się na szczyty list przebojów. Ale to wcale nie zwalnia z obowiązku poznania ich twórczości! Cała recenzja tutaj. Sebastian Chosiński „She Sleeps, She Sleeps” rozpatrywać należy jako concept-album. Świadczy o tym kilka elementów. Oczywiście najistotniejszym jest sama muzyka – klimatycznie bardzo zwarta, jednorodna stylistycznie, z powtarzającymi się motywami. Do tego dochodzą jeszcze tytuły, którymi – jak się wydaje – Mats Gustafsson, Johan Berthling i Andreas Werliin postanowili opisać różne stany emocjonalne kobiety. Jeśli tak było w rzeczywistości, to biorąc pod uwagę płynące z głośników dźwięki, należałoby współczuć pani, która skłoniła szwedzkich artystów do podobnych przemyśleń. Dlaczego? Albowiem muzyka Fire! jest mroczna jak pozbawiona gwiazd noc, na dodatek spędzona pośrodku gęstego, złowrogiego lasu. Cała recenzja tutaj. Sebastian Chosiński Najnowsza płyta formacji New Keepers of the Water Towers „Infernal Machine” to prawdziwy muzyczny tygiel, w którym aż kipi od emocji. Szwedzi sięgają po elementy stoner rocka, doom metalu, post-rocka i progresu, a wszystko to przyprawiają nutami nostalgii i mroku. W efekcie mamy do czynienia z albumem, który po czterdziestu kilku minutach pozostawia słuchacza z rozedrganym sercem i niepewnego o przyszłość. Cała recenzja tutaj. Sebastian Chosiński Pod czujnym okiem doskonale sobie znanego amerykańskiego producenta Steve’a Albiniego Japończycy z myślą o albumie zarejestrowali pięć kompozycji; złożyło się to na album trwający niemal dokładnie czterdzieści sześć minut. Niewiele jak na możliwości grup postrockowych, ale absolutnie wystarczająco, aby zauroczyć i zaostrzyć apetyt na więcej. Kto słyszał choć jedną z wcześniejszych produkcji tokijczyków, ten niczym specjalnym zaskoczony nie będzie. Mono pozostaje wierne drodze, jaką obrało na początku kariery; niechętnie wprowadza nowe elementy (wyjątkiem była trasa z orkiestrą), a jeśli już, to i tak głównie po to, aby podkreślić słuszność dokonanego siedemnaście lat temu wyboru. Cała recenzja tutaj. Sebastian Chosiński „Awo” to jeden z tych albumów, które mogłyby (a nawet powinny) ukazać się pod szyldem Tzadik Records Johna Zorna. I pewnie tak by się stało, gdyby uKanDanZ (wymowa nie wydaje Wam się znajoma?) prezentowało mariaż jazz-rocka z muzyką klezmerską. W tym przypadku jest jednak inaczej. Wokalista grupy, Asnake G(u)ebreyes (stosowane są różne formy zapisu jego nazwiska), pochodzi bowiem z Etiopii i jest potomkiem czarnoskórych chrześcijan. Sesja nagraniowa trwała długo, bo aż sześć miesięcy. Za jej edycję kompaktową odpowiada paryska wytwórnia Buda Musique, za winylową – dwie firmy z Lyonu: Dur et Doux oraz Bigoû Records. Obie wersje zawierają ten sam materiał – w sumie osiem kompozycji (trzy ostatnie połączone są w jedno), które trwają niemal dokładnie czterdzieści cztery minuty. Wystarczająco, aby nacieszyć się tą niezwykłą muzyką, nie odczuwając przy tym znużenia. Cała recenzja tutaj. Piotr ‘Pi’ Gołębiewski Ci, którzy oczekiwali od tej płyty tradycyjnych dźwięków kojarzonych z twórczością Riverside, mogli poczuć się skonfundowani. Ale nie wierni fani, którzy zaopatrzyli się w rozszerzone wersje albumów „Shrine of New Generation Slaves” i „Love, Fear and the Time Machine”. Otrzymujemy tu bowiem materiał (poszerzony o starsze rzeczy i całkiem premierowe) z ambientowych, bonusowych płyt dołączonych do tych krążków zatytułowanych „Night Session” i „Day Session”. Jest to niewątpliwie odważny krok, świadczący o tym, że ekipa Mariusza Dudu wciąż poszukuje i nie osiadła na laurach. Rzecz posiada także wymiar sentymentalny, ponieważ znajdziemy tu ostatnie nagrania zmarłego przedwcześnie gitarzysty grupy Piotra Grudzińskiego. Sebastian Chosiński Dużo tu psychodelicznej transowości i niemal doommetalowego, spowolnionego do granic wytrzymałości rytmu. Bogate jest także – przynajmniej momentami – brzmienie; programowy minimalizm (kłania się doświadczenie Majkowskiego zdobyte podczas współpracy z Konzert Minimal) zostaje przełamany pełnymi niepokoju dźwiękami harmonijki ustnej (jeśli to akurat ona) oraz perfekcyjnie wpisującymi się w jednostajny lejtmotyw alarmistycznymi tonami. „Elite Feline” wypełniają kompozycje, które na koncertach mogą stać się podstawą do mocno rozbudowanych improwizacji. Może więc jednak grupa wcale nie tak daleko uciekła od jazzu… Cała recenzja tutaj. |
Rammstein i Limp Bizkit najwięksi? Chyba w okolicznym gimnazjum. W 2001 roku :D
Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Dwutakt: Usuwamy najsłabsze utwory z albumów Metalliki
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
Nie przegap: Grudzień 2016
— Esensja
Po płytę marsz: Boże Narodzenie 2016
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Tu miejsce na labirynt…: Most nad Sundem
— Sebastian Chosiński
Dwutakt: Metalliki trzeba po prostu słuchać
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
Tu miejsce na labirynt…: Od świtu do zmierzchu
— Sebastian Chosiński
Nie przegap: Listopad 2016
— Esensja
Gdyby Marillion grało gotyk…
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Wróżka, czarownica i latający dywan
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Katharsis w Piekle
— Sebastian Chosiński
10 największych rozczarowań muzycznych 2016 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
10 najlepszych książek 2016 r.
— Esensja
10 najlepszych komiksów 2016 roku
— Esensja
Porażki i sukcesy 2016, czyli filmowe podsumowanie roku
— Piotr Dobry, Gabriel Krawczyk, Jarosław Robak, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Najgorsze filmy 2016 roku
— Esensja
50 najlepszych filmów 2016 roku
— Esensja
Książki Roku 2016 – nominacje
— Esensja
Najlepsze komiksy 2016 roku
— Esensja
Tu miejsce na labirynt…: Oby tytuł nie okazał się proroczy!
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Spijać nektar do samego dna!
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Może i vintage, ale jaki nowoczesny!
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Rogaci i z kopytami
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: „Ognia!”
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Pop i psychodelia
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Mrok nad Orionteatern
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Subtelny Gustav, stonowany Reine
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Soundtrack do filmu, który trzeba sobie wymyślić
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Niepisane prawo do nagrywania świetnych płyt
— Sebastian Chosiński
Wybierz najlepsze utwory Kazika!
— Esensja
50 najlepszych płyt 2018 roku
— Esensja
50 najlepszych płyt muzycznych 2017 roku
— Esensja
Zmarł Zbigniew Wodecki
— Esensja
Chris Cornell nie żyje
— Esensja
Music For Mr. Fortuna - konferencja prasowa
— Esensja
50 najlepszych płyt 2015 roku
— Esensja
50 najlepszych płyt 2014
— Esensja
Moda na Castle Party
— Esensja
Z archiwum Superhero: Marvel Comics w świecie rocka
— Esensja
Brawo. Wybór nie mógł być inny.