W napisach początkowych filmu znajduje się informacja, że wszystko, co w nim przedstawiono, jest kłamstwem. Ale nie wierzcie! To łgarstwo. Niemal wszystko, co Władimir Mirzojew pokazał w „Nazywali ją Mumu”, to prawda. Dlatego obraz ostatecznie nie trafił do dystrybucji kinowej, a jego premiera telewizyjna odbyła się dopiero trzy lata po zakończeniu zdjęć pod osłoną nocy.
East Side Story: Seks jako oręż walki politycznej
[Władimir Mirzojew „Nazywali ją Mumu” - recenzja]
W napisach początkowych filmu znajduje się informacja, że wszystko, co w nim przedstawiono, jest kłamstwem. Ale nie wierzcie! To łgarstwo. Niemal wszystko, co Władimir Mirzojew pokazał w „Nazywali ją Mumu”, to prawda. Dlatego obraz ostatecznie nie trafił do dystrybucji kinowej, a jego premiera telewizyjna odbyła się dopiero trzy lata po zakończeniu zdjęć pod osłoną nocy.
Władimir Mirzojew
‹Nazywali ją Mumu›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Nazywali ją Mumu |
Tytuł oryginalny | Её звали Муму |
Reżyseria | Władimir Mirzojew |
Zdjęcia | Maksim Trapo |
Scenariusz | Anastazja Palczikowa |
Obsada | Irina Wiłkowa, Jewgienij Busłakow, Jurij Sysojew, Olga Łysak, Igor Worobjow, Jefim Szyfrin, Piotr Fiodorow, Jelena Korieniewa, Walerija Prichodczenko, Jekatierina Riabuszynska, Olga Łapszyna, Tamiła Niestierienko, Kirył Ledniew, Maria Makiejewa |
Muzyka | Aleksandr Manockow |
Rok produkcji | 2015 |
Kraj produkcji | Rosja |
Czas trwania | 93 miny |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Przed sześcioma laty Rosją wstrząsnął wielki skandal polityczno-obyczajowy. Bardzo przypominający to, co działo się w Polsce tuż po ustrojowej transformacji, na początku lat 90. ubiegłego wieku, kiedy to niejaka Marzena Domaros – posługująca się fałszywą tożsamością Anastazji Potockiej – podając się za dziennikarkę „Le Figaro”, zdobyła akredytację prasową przy sejmie, co otworzyło jej drogę do łóżek wielu wpływowych polityków. Jej wspomnienia ukazały się później w książce „Pamiętnik Anastazji P.”, która stała się ogólnokrajowym bestsellerem. Po latach nabrano całkiem realnych podejrzeń, że fałszywa dziennikarka działała na zlecenie służb specjalnych (ówczesnego Urzędu Ochrony Państwa, który powołano do życia w maju 1990 roku w miejsce skompromitowanej Służby Bezpieczeństwa). A co takiego wydarzyło się w Rosji? W 2010 roku Jekatierina Gierasimowa – znana jako „Mumu” – opublikowała w Internecie sekstaśmy. I nie byłoby w tym pewnie nic szokującego, gdyby nie fakt, że dotyczyły one jej klientów, którymi byli znani (choć niekoniecznie cenieni) opozycjoniści. Na filmikach nie było wprawdzie widać twarzy Gierasimowej, ale za to uprawiających z nią seks mężczyzn można było bardzo łatwo rozpoznać.
A byli to: pisarz, dziennikarz i liberalny polityk Wiktor Szenderowicz, polityk i bloger Ilja Jaszyn, nacjonalistyczny polityk Aleksandr Biełow (a właściwie Potkin) oraz – najbardziej znany w tym gronie – pisarz i wieloletni przywódca ruchu narodowo-komunistycznego Eduard Limonow. Tym, co ich łączyło – oczywiście poza łóżkiem „Mumu” – była krytyczna postawa wobec Władimira Putina. Broniąc się, bohaterowie skandalu szermowali przede wszystkim słowem „prowokacja”. Jednoznacznie przy tym sugerowali, że piękna Jekatierina miała powiązania (lub po prostu była agentką) ze służbami specjalnymi, a cała operacja miała skompromitować ich w oczach rosyjskiego społeczeństwa. Historia okazała się na tyle nośna, że – znany głównie jako reżyser teatralny – Władimir Mirzojew (twórca „
Człowieka, który wszystko wiedział” oraz „
Borisa Godunowa”) zdecydował się nakręcić na jej podstawie film. Scenariusz napisała Nastia (Anastazja) Palczikowa, absolwentka wydziału scenariuszowego Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK) z 2008 roku, dla której był to jednak dopiero drugi projekt pełnometrażowy.
Okres zdjęciowy zakończył się jesienią 2013 roku; postprodukcja, z uwagi na kwestie finansowe (ale pewnie nie tylko), trwała jeszcze prawie dwa lata. Po raz pierwszy film pokazano na zamkniętym seansie w styczniu tego roku. Od tego momentu żadna firma nie zdecydowała się na jego dystrybucję w kinach rosyjskich. Szersza publiczność, choć także mocno ograniczona, mogła obejrzeć dzieło Mirzojewa we wrześniu w ramach festiwalu… „Amurska Jesień” w położonym nad granicą z Chinami Błagowieszczeńsku. W październiku natomiast miała miejsce pierwsza emisja telewizyjna – w porze nocnej w kanale TNT. Można więc chyba uznać, że zrobiono wszystko (a przynajmniej bardzo dużo), aby „Nazywali ją Mumu” nie zagościło w świadomości Rosjan. Nie dlatego, że odgrzewanie starego skandalu mogłoby nie być na rękę obecnemu prezydentowi, ale z tego powodu, że Palczikowa i Mirzojew dołożyli starań, by – mówiąc symbolicznie – zajrzeć pod kołdrę Gierasimowej. I sprawdzić, kto naprawdę tam się ukrywa. Odpowiedź na pewno nie mogła przypaść do gustu władzom.
Bohaterką jest młoda, dwudziestopięcioletnia Irina Jaroszyna. Kobieta pochodzi z prowincji, przed pięciu laty przyjechała do Moskwy na studia, których jednak nigdy nie ukończyła. Popadła w tarapaty finansowe, z których jakimś sposobem udało jej się wyplątać. Teraz ma wygodne mieszkanie w centrum miasta, gdzie spotyka się ze starszymi mężczyznami. Szybko przestajemy mieć wątpliwości co do tego, czym Ira zajmuje się na co dzień. Owszem, świadczy usługi, ale dość specyficzne, bo… seksualne. Ma stałych klientów – politologa Grossa, polityka Rozowskiego, pułkownika Surikowa. Ich „wyczyny” (z sobą w roli głównej) rejestruje; kilka kamer umieszczonych w sypialni pozwala obserwować ich cielesne zmagania z młodą kobietą. Gdy się akurat nie prostytuuje, Jaroszyna snuje marzenia – chciałaby być spikerką telewizyjną, jak podziwiana przez nią Maria Makiejewa (postać autentyczna). Być może łudzi się, że jej obecne zajęcie otworzy kiedyś przed nią odpowiednie drzwi. Od czasu do czasu pojawiają się również inni goście – zapowiadani (jak psychoterapeutka, dbająca nie tylko o stan psychiczny Iriny, ale także o jej zdrowie fizyczne), jak i niespodziewani (przybyła z prowincji najbliższa rodzina dziewczyny, jej matka, ciotki, kuzynka).
Akcja filmu rozgrywa się w specyficznym momencie, co również nie jest przypadkiem. Zbliża się Sylwester 2013 roku; telewizja rosyjska z wielkim zainteresowaniem i jednocześnie niepokojem przygląda się wydarzeniom na kijowskim Euromajdanie. Zdjęcia ze stolicy Ukrainy są lejtmotywem obrazu, swoistym memento mori, który ma przypominać Irze, co może się z nią stać, jeśli pewnego dnia zechce urwać się ze smyczy swoim zleceniodawcom. Jaroszyna, choć wiedzie jej się całkiem nieźle, wcale nie jest zadowolona ze swego życia. Dlatego gdy pewnego dnia spotyka na ulicy przebranego za Dziadka Mroza (pamiętajcie, że jesteśmy w Rosji!) swego kolegę ze szkoły Pawła Iwanowa, bez wahania umawia się z nim, zapraszając do siebie na kolację. Niestety, Pasza – chociaż Irina widzi go już z okna swego mieszkania, jak zbliża się do bloku – nigdy do niej nie dociera. Czyżby w ostatniej chwili zrezygnował? Może dowiedział się, czym kobieta się para i poczuł do niej obrzydzenie? Dopiero po paru dniach Jaroszyna nabiera podejrzeń.
Mirzojew umiejętnie dawkuje informacje na temat Iriny. A im więcej ich otrzymujemy, tym bardziej zmienia się nastrój filmu. Pierwsze minuty sugerują, że mamy do czynienia jedynie z młodą kobietą, która gustuje w starszych mężczyznach; później przekonujemy się, że nie jest to sympatia bezinteresowna, by na koniec dostrzec w bohaterce nie wyrafinowaną i podstępną „córę Koryntu”, ale zagubioną, rozbitą wewnętrznie, wplątaną w niejasne interesy i powiązania dziewczynę, której nie powiodło się w życiu. Rodzinny dom opuszczała zapewne z wielkimi nadziejami, ale zderzenie z wielkomiejską rzeczywistością okazało się dla niej (i nie tylko dla niej) katastrofalne w skutkach. Jaroszyna urasta tym samym do rangi postaci tragicznej, doprowadzonej na skraj psychicznej wytrzymałości, upodlonej przez ludzi traktujących ją jak zabawkę – przedmiot, który ma im pomóc osiągnąć konkretny cel. Jedyną wartość ma dla nich jej ciało i strach, że pewnego dnia najbliższa rodzina pozna prawdę na temat moskiewskiej kariery Iry. Groza w „Nazywali ją Mumu” narasta powoli, ale gdy już chwyta za gardło, ściska mocno i ani myśli puścić.
W rolę tytułową wcieliła się trzydziestoletnia obecnie (w trakcie kręcenia filmu młodsza o trzy lata) Irina Wiłkowa („
Jeździec o imieniu Śmierć”, „
Ochrona”), jej matkę zagrała Walerija Prichodczenko („
Boris Godunow”), a jedną z ciotek – Olga Łapszyna („
Klasa specjalna”, „
Lewiatan”). „Klienci” Iriny mają zaś twarze Jurija Sysojewa („
Swołocze”, „
Panowie oficerowie: Ratujcie Imperatora”), satyryka Jefima Szyfrina oraz Igora Worobjowa. Opiekującą się dziewczyną psychoterapeutkę gra Olga Łysak („
Człowiek, który wszystko wiedział”), a przystojnego Griszę – mający wyjątkowo udany rok Piotr Fiodorow („
Tak tu cicho o zmierzchu…”, „
Czysta sztuka”, „
Pojedynek”, „
Lodołamacz”). Nie można też zapomnieć o epizodycznej roli matki Griszy, w którą wcieliła się wielka gwiazda kina radzieckiego końca lat 70. XX wieku Jelena Korieniewa („
Samolot w płomieniach”, „
Syberiada”). Za kameralne zdjęcia odpowiada pochodzący z Kazachstanu Maksim Trapo („
Franz + Polina”), natomiast za niepokojącą, mocno rozedrganą ścieżkę dźwiękową doświadczony Aleksandr Manockow („
Konwój”, „
Dzień nauczyciela”, „
Córka”, „
Bracia Cz.”).