W czasach komunistycznych kinematografia radziecka stała z jednej strony dziełami wojennymi, z drugiej – masowo produkowanymi przygodówkami, realizowanymi z myślą o nastoletniej widowni. Po upadku Związku Radzieckiego ta gałąź produkcji filmowej mocno podupadła i dopiero w ostatnich latach dostrzec można jaskółki jej odrodzenia. Przykładem „V centuria” Rusłana Baltcera. Z tą jednak różnicą, że choć jest to typowy obraz przygodowy, to jednak adresowany do nieco starszych widzów.
East Side Story: Na tropie rosyjskiego Indiany Jonesa
[Rusłan Baltcer „V centuria. W poszukiwaniu zaczarowanych skarbów” - recenzja]
W czasach komunistycznych kinematografia radziecka stała z jednej strony dziełami wojennymi, z drugiej – masowo produkowanymi przygodówkami, realizowanymi z myślą o nastoletniej widowni. Po upadku Związku Radzieckiego ta gałąź produkcji filmowej mocno podupadła i dopiero w ostatnich latach dostrzec można jaskółki jej odrodzenia. Przykładem „V centuria” Rusłana Baltcera. Z tą jednak różnicą, że choć jest to typowy obraz przygodowy, to jednak adresowany do nieco starszych widzów.
Rusłan Baltcer
‹V centuria. W poszukiwaniu zaczarowanych skarbów›
EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | V centuria. W poszukiwaniu zaczarowanych skarbów |
Tytuł oryginalny | V цэнтурия. В поисках зачарованных сокровищ |
Reżyseria | Rusłan Baltcer |
Zdjęcia | Aleksiej Łamach |
Scenariusz | Rusłan Baltcer |
Obsada | Denis Nikiforow, Inna Gomes, Ewklid Kurdzidis, Natalia Rudowa, Oleg Dolin, Rusłan Baltcer, Joła Sańko, Kirył Kiaro |
Muzyka | Dmitrij Filimonichin, Ilja Sokołow |
Rok produkcji | 2010 |
Kraj produkcji | Rosja |
Czas trwania | 107 min |
Gatunek | komedia, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Być może uwidacznia się w tym jakiś ukrywany głęboko kompleks narodowy, ale Rosjanie lubią mieć własne odpowiedniki wielkich – względnie tylko cieszących się wielką popularnością – dzieł światowej kinematografii. Gdy w latach 70. ubiegłego wieku Stany Zjednoczone i Europa Zachodnia emocjonowały się cyklem filmów katastroficznych z serii „Portów lotniczych”, Kraj Rad odpowiedział „
Samolotem w płomieniach” (1979) Aleksandra Mitty. Z kolei responsem na wyciskające łzy z oczu amerykańskie melodramaty bądź wzruszające do łez komedie romantyczne okazały się obrazy Władimira Mieńszowa („
Moskwa nie wierzy łzom”, 1979; „Miłość i gołębie”, 1984) oraz Eldara Riazanowa („
Ironia losu”, 1975; „
Dworzec dla dwojga”, 1982). W czasach nam współczesnych Rosjanie doczekali się też swoich „Dwunastu gniewnych ludzi” (vide „
12” Nikity Michałkowa, 2007) i „Hair” („
Dom Słońca”, 2009); sięgnęli również po klasycznie amerykańskie kino superbohaterskie („
Czarna Błyskawica” Aleksandra Wojtinskiego i Dmitrija Kisieliowa, 2009), a nawet dogadali się ze studiem Disneya, które wyprodukowało w Rosji „
Księgę Mistrzów” (2009) – baśń fantasy Wadima Sokołowskiego. Jakby jeszcze tego było mało, pozazdrościli krajom realizującym trójwymiarowe kreskówki, a efektem tej zazdrości okazał się wielki kinowy hit (także w Polsce) „
Biała i Strzała podbijają kosmos” (2010) Swiatosława Uszakowa i Inny Jewlannikowej. Całości obrazu dopełnia jeszcze pierwsza rosyjska, choć wykonana we współpracy z Japończykami, produkcja anime, czyli „
Pierwszy Oddział: Moment prawdy” (2009) Yoshiharu Ashino. Teraz natomiast przyszła kolej na rosyjską wersję przygód… Indiany Jonesa.
Zadania tego podjął się, urodzony w litewskiej Kłajpedzie w 1972 roku, Łotysz z pochodzenia Rusłan Baltcer. Do świata filmu trafił kuchennymi drzwiami, najpierw bowiem ukończył studia w ryskim Instytucie Architektoniczno-Budowniczym, dopiero później – uwaga! – przez dwa miesiące uczył się fachu na wydziale reżyserskim Moskiewskiego Instytutu Kultury. Zadebiutował przed siedmioma laty młodzieżową komedią „Daże nie dumaj!”. Film, ku ogromnemu zaskoczeniu wszystkich – realizatorów, aktorów i producentów – odniósł wielki sukces, zarabiając w Rosji około miliona dolarów; szybko zyskał też status kultowego. Rok później do kin trafiła jego kontynuacja – „Tien’ niezawisimosti”, a po kolejnych dwunastu miesiącach – oparta na scenariuszu Baltcera komedia romantyczna z życia młodzieży „Miecztat’ nie wriedno” autorstwa Jewgienija Ławrientjewa. Tym sposobem Łotysz jasno określił swój target, któremu pozostał wierny także w następnych latach. Bo choć kolejne obrazy zaczęły coraz bardziej ciążyć ku kinu sensacyjnemu, wciąż ich głównymi bohaterami byli nastolatkowie. Tak było zarówno w przypadku komedii „Nienasytnyje” (2006), jak i klasycznej przygodówki „Dierzkije dni” (2008). Nakręcona w ubiegłym roku (za 5 milionów dolarów), ale skierowana do kin dopiero w połowie marca obecnego, „V centuria. W poszukiwaniu zaczarowanych skarbów” jest pod tym względnym pewnym novum – Baltcer tym razem zaadresował bowiem swój film do nieco starszej widowni.
Akcja obrazu zostaje zawiązana latem 1944 roku, kiedy to żołnierze bohaterskiej i nieustraszonej Armii Czerwonej opanowują należące do III Rzeszy Prusy Wschodnie. W jednym ze średniowiecznych zamków na terenie dawnego państwa Zakonu Krzyżackiego wysoki nazistowski hierarcha i członek SS Hugo von Steinberg kompletuje pięć posiadających nadprzyrodzoną moc relikwii (artefaktów) – tą ostatnią, dostarczoną mu właśnie przez żołdaków w czarnych mundurach jest amulet wielkiego azteckiego wodza Montezumy – które pragnie przetopić na magiczne berło władzy; dzięki niemu w przyszłości będą mogły odrodzić się Wielkie Niemcy. Zanim jednak do tego dochodzi, do zamku wdzierają się czerwonoarmiści; rozpętuje się strzelanina, w wyniku której von Steinberg zostaje ranny, a jego skarby dostają się w ręce odważnych sołdatów z oddziału zwiadowczego. Kilka godzin później czterech z nich – Gruzin, Kazach, Łotysz i Ukrainiec – dzielą między siebie zdobyte fanty. Nakrywa ich na tym dowódca, Rosjanin, kapitan Potiomkin. Kiedy pedagogicznie zwraca swoim podwładnym uwagę, że nie należy kraść, sam zostaje obdarowany… cesarskim berłem Juliusza Cezara. Ponad siedemdziesiąt lat później poznajemy mieszkającego w Moskwie Siergieja Potiomkina, wnuka heroicznego zwiadowcy. Jest on drobnym cwaniaczkiem i oszustem, zarabiającym na życie wyłudzaniem w przebraniu milicjanta drogówki mandatów i łapówek od bogu ducha winnych kierowców. To nie pierwszy jego wyskok tego typu, który kończy się aresztem. Po raz pierwszy jednak dane jest mu opuścić areszt tak szybko i to na dodatek w towarzystwie pięknej kobiety. Okazuje się nią pani adwokat, która pojawia się ni stąd, ni zowąd z zaświadczeniem sądu, że jej klient choruje na schizofrenię, a jej objawy – czytaj: przekonanie, że jest milicjantem – nasilają się szczególnie w okresie wiosennym.
Po opuszczeniu komisariatu kobieta dostarcza Potiomkina do siedziby niejakiego Heinricha Rosta, który prezentuje mu się jako przedstawiciel znanej firmy notarialnej z Niemiec, prowadzącej interesy rodziny barona von Steinberga. Otóż okazuje się, że baron przeżył wojnę, został aresztowany przez Sowietów i na dziewięć lat zesłany do łagru; po wypuszczeniu na wolność ze zdziwieniem skonstatował, że jego rodzinny majątek został rozkradziony. Teraz po latach, kiedy Rosja stała się demokratycznym krajem, pojawiła się wreszcie możliwość, aby zrealizować, zapisaną w testamencie, ostatnią wolę von Steinberga, czyli odzyskać najcenniejsze skarby, to jest pięć zgromadzonych przez niego podczas wojny relikwii. Rost doszedł zaś do wniosku, że najlepiej poradzi sobie z tym właśnie Potiomkin, potomek jednego z tych, którzy sobie artefakty przywłaszczyli. Oczywiście nie ma zrobić tego za darmo – baron przeznaczył bowiem na ten cel równo milion euro. Siergiej, zaopatrzony w rysunki relikwii, rusza zatem do akcji. Dostaje jedynie dwa tygodnie na to, aby odnaleźć rozproszonych po różnych krajach byłego Związku Radzieckiego potomków dawnych zwiadowców, w posiadaniu których mogą obecnie znajdować się magiczne skarby. Los wiedzie go na Kaukaz, Ukrainę, do Kazachstanu i na Łotwę; w ślad za nim rusza natomiast piękna pani adwokat, która nie tylko śledzi każdy jego krok, ale również, gdy zaistnieje taka potrzeba, przychodzi mu z pomocą.
Porównanie przygód Potiomkina do Indiany Jonesa nie jest wcale nieuzasadnione. Ten sam jest schemat opowieści. Główny bohater, odważny awanturnik, idąc tropem świętych przedmiotów (a są wśród nich, oprócz wspomnianych powyżej, także sztylet Czyngis-chana, diadem Nefretete i bransoleta… nie bardzo wiadomo czyja), trafia w egzotyczne miejsca – bo chyba można za takowe uznać góry Kaukazu i kazachstański step – i jednocześnie spotyka na swojej drodze niezwykłych ludzi, zarówno przyjaznych mu, jak i wrogich. Nie brakuje wśród nich uroczej kobiety – próbującej robić karierę polityczną Galiny Tkaczenko, liderki partii Piękna Ukraina, o którą Siergiej będzie rywalizował z przystojnym Dżafarem, ostatnim przedstawicielem książęcego gruzińskiego rodu Marszanów. Menażerię tę uzupełniają jeszcze Karim Wielichanow, potomek wielkich mongolskich wojowników, obecnie mistrz Kazachstanu w mieszanych sztukach walki (MMA), oraz łotewski biznesmen Vilks. Kiedy ta piątka przyjaciół z przypadku przekona się, że głównym celem Rosta jest odbudowa nazistowskich Niemiec, czyli stworzenie IV Rzeszy, zrobi wszystko, aby mu w tym przeszkodzić. Baltcer nakręcił „V centurię” z dużym przymrużeniem oka. Można wprawdzie zarzucić reżyserowi, że postanowił przy okazji wyśmiać najbardziej typowe cechy narodów, spośród których rekrutują się bohaterowie obrazu, ale z drugiej strony – przyznać trzeba, że uczynił to z umiarem i sympatią. Skorzystał przy tym z wielu dawno już sprawdzonych wzorców. W scenach walki na przykład nawiązał bezpośrednio do filmów o przygodach agenta 007 (jeden z pomocników Rosta to, wypisz wymaluj, Buźka ze „Szpiega, który mnie kochał” i „Moonrakera”) oraz do „Wejścia smoka” (w finałowej rozprawie Rost wystylizowany został na Hana). Śledzenie inspiracji łotewskiego reżysera jest zresztą dla widza dodatkową atrakcją. Jedyne natomiast, co może irytować – to przewidywalność fabuły. Tyle że ta jest akurat grzechem dziewięćdziesięciu – jeśli nie więcej – procent produkcji filmowej w tym gatunku.
Główną rolę Siergieja Potiomkina reżyser powierzył trzydziestotrzyletniemu moskwianinowi Denisowi Nikiforowowi, który po ukończeniu szkoły aktorskiej przy Moskiewskim Akademickim Teatrze Artystycznym (MChAT) został etatowym pracownikiem prywatnego Teatru Olega Tabakowa. W filmie zadebiutował – i to od razu główną rolą – mając dwadzieścia lat, w melodramacie Aleksandra Połynnikowa „Grzeszna miłość” (1997). Popularność zyskał dzięki występowi w tasiemcowym serialu obyczajowym Aleksandra Zamiatina i Wadima Szmieliewa „Akademia teatralna” (2002), opowiadającym w ironiczny sposób o studentach jednej ze stołecznych szkół teatralnych. Wówczas zwrócił też na siebie uwagę Aleksieja Sidorowa, który powierzył Nikiforowowi rolę boksera Artioma Kołczina w sensacyjnej „Walce z cieniem” (2004); trzy lata później aktor pojawił się w kontynuacji tego obrazu autorstwa Antona Miegierdiczowa. W przyszłym roku natomiast do kin powinna trafić trzecia odsłona serii, ponownie w reżyserii Sidorowa. W ostatnich latach aktor pojawił się również w kilku filmach wojennych, między innymi w znanym w naszym kraju „Ostatnim pociągu pancerny” (2006) Zinowija Rojzmana oraz serialu Anny i Marka Griesów „Śmierć szpiegom 2” (2008). W uroczą panią polityk Galinę Tkaczenko wcieliła się czterdziestoletnia – choć w jej wypadku wiek naprawdę nie ma żadnego znaczenia – Inna Gomes (z domu Szurkina). Karierę aktorską rozpoczęła, jeszcze pod swoim panieńskim nazwiskiem, w jednym z odcinków „Gości z przyszłości” (1984) Pawła Arsieniowa. W latach 90. XX wieku brała udział w licznych konkursach piękności, była też modelką; przed sześcioma laty wyszła za mąż za hiszpańskiego biznesmena. W czasie wolnym od studiów w stołecznej Akademii Sztuki (kierunek: psychologia reklamy) zajmuje się malarstwem, grą na gitarze oraz fotografią. Od czasu do czasu staje też przed kamerą, jak na przykład w epizodycznej rólce w „
Spisku” (2007) Stanisława Libina.
Przystojnego Dżafara zagrał, urodzony w 1968 roku potomek greckich imigrantów, Ewklid Kiurdzidis (a właściwie Gurdżijew), absolwent szkoły teatralnej w Dniepropietrowsku oraz wydziału aktorskiego Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK). Do kina wprowadził go
Władimir Motyl, powierzając jedną z drugoplanowych ról w melodramacie „Niosą mnie konie” (1996). Później Kiurdzidis pojawił się jeszcze między innymi w „Wojnie” (2002) Aleksieja Bałabanowa, „Babim Jarze” (2003) Amerykanina Jeffa Kanewa, „Walce z cieniem” (2004) Sidorowa, „
Roku 1612” Władimira Chotinienki oraz „Miłostkach-zagwozdkach” Aleksandra Striżenowa (oba z 2007 roku). Karim ma z kolei twarz trzydziestosześcioletniego Koreańczyka Pak Chok Su, który po studiach w Seulu przeniósł się na moskiewską Rosyjską Akademię Sztuk Teatralnych (RATI). W kinie rosyjskim wykorzystywany jest przede wszystkim jako kaskader; w tej roli dane mu już było pojawić się w kilkunastu epizodach, na przykład w „
Człowieku, który wszystko wiedział” (2009) Władimira Mirzojewa. Drugi plan zaludnili aktorzy znani i uznani: Łotysza Vilksa zagrał Oleg Dolin („
Dzikie pole”), psychopatycznego neonazistę Henricha Rosta – Władimir Zajcew („
Admirał”), Timura – Gieorgij Picchelauri („
Ja”), wróżkę Zarinę – Joła Sańko („
Wspiąć się na Księżyc”), a majora milicji – Aleksandr Abliazow („
Kryptonim Gwiazda”, „
72 metry”).
Niezbyt duże doświadczenie zawodowe, poza Rusłanem Baltcerem (reżyserem i scenarzystą w jednej osobie), mają pozostali twórcy „V centurii”. Autor zdjęć Aleksiej Łamach do tej pory pracował przede wszystkim przy wideoklipach, zaś muzyki – Dmitrij Filimonichin i Ilja Sokołow – w zasadzie dopiero zaczynają swoją przygodę z filmem. Cała czwórka spotkała się już, co prawda, przy okazji realizacji obrazu „Dierzkije dni”, ale oprócz współpracy z łotewskim reżyserem, curriculum vitae operatora i obu kompozytorów przedstawia się wciąż bardzo ubogo. Czy Baltcer zdecyduje się skorzystać z ich usług przy pracy nad swoim najnowszym obrazem, „Zabawą” – dramatem psychologicznym z życia młodzieży (opowiadającym między innymi o uzależnieniu od narkotyków) – jeszcze nie wiadomo.
O ja pierdykam... dziewięć razy w jednym tekście na film mówi się obraz, i to w najbardziej nieprawdopodobnych bzdurnych przypadkach. Esensja dołączyła pod tym względem do Onetu, tam takie idiotyzmy wypisuje się masowo. Opanujcie się.